Firlejowi aż język świerzbiał, gdyż chciał powiedzieć, że stary wyga zażądałby za to z pewnością potrójnej zapłaty. Zadawał sobie też pytanie, co właściwie skłoniło kupca do uległości: perspektywa utraty skóry, dobrej chyba tylko na bębny, czy też nadzieja uzyskania koncesji w państwie radży? Nie powiedział tym razem nic, nie chcąc popsuć sprawy.
Zasiedli więc wszyscy dokoła stołu, a Hussein uderzył w gong i kazał słudze podać herbaty, owoców i sorbetu różanego, bez czego nie może się obejść żadna narada w domach wychodźców z Iranu.
Hill siedział obok Parsa i słuchał jego sprytnych i niezawodnych rad, marszcząc czoło i potrząsając głową. Od czasu do czasu mruczał:
— Wonderful! That’s boy![1]
Przysłuchiwała się też bardzo uważnie Atri, głaszcząc „Knoxa“ leżącego u niej na kolanach i od czasu do czasu wstawiała swoją uwagę.
Na dźwięk jej niskiego kontraltowego głosu Hussein przymykał oczy i przykładał obie dłonie do piersi. Robił to być może dlatego, żeby nie widzieć pogardy i wstrętu w spojrzeniu dumnej dziewczyny.
Mrużył też oczy i Firlej, ale z innego zupełnie powodu.
Bał się zdradzić swój zachwyt, uwielbienie i rozpierającą go radość, że to on, on właśnie i do tego prawie samodzielnie, jeżeli nie liczyć w mniejszym stopniu Hilla, a w większym „Knoxa“, znalazł i uratował Atri-Maję, „cudną Atri“, jak nazywał ją w duchu.
— Chłopie — myślał — nie bądź głupi! Zdaje mi się, że zakochałeś się z kopyta! Opamiętaj się, panie doktorze Firlej! Pomyśl tylko czym ty jesteś dla takiej królewny, dla takiej uroczej, najcudniejszej dziewczyny?! Ona marzy zapewne o jakimś Krezusie, nababie, maharadży z Allahabadu czy tam innej Barody, który osypał by ją perłami, wielkimi jak groch w Oregonie, brylantami i całym deszczem, powodzią fantatystycznych klejnotów! A ty, biedaku, uczony ba-
- ↑ Zdumiewające! A to ci chłop!