Z rzadka śmigały duże nietoperze i bezdźwięcznie trzepotały skrzydłami nad nieruchomo siedzącym Firlejem.
Noc była ciepła, duszna i parna.
Ubranie doktora nasiąkło przenikającą wszędzie, lepką wilgocią.
Bzykały jakieś bąki i z chrzęstem padały uderzając się o kolumny i szyby okien.
Nie milkło ani na chwilę drapieżne trąbienie moskitów, ale pochłonięty myślami, cały we władzy nieznanych mu wrażeń doktór nie czuł ich żądeł. W sercu jego, nie zatrutym zdawkowym lub przypadkowym uczuciem, rozgorzał wielki płomień, co ogarniał całą jego istotę. Analizował ten swój stan, tak nowy dla niego, nieznany i pochłaniający, lecz nie śmiał jeszcze nazwać go miłością.
Omamiał się, że jest to głęboka radość, że udało mu się wyrwać z rąk Sobcowa tę miłą, dzielną i rozważną dziewczynę, która poza tym posiadała tak pociągającą urodę i nieprzeparty urok.
Nie chciał się przyznać samemu sobie, że w sercu jego zagnieździła się pierwsza potężna miłość i że dla niej gotów już jest na wszystkie ofiary w bezmiernym pragnieniu tych ofiar i poświęceń.
Bronił się jak mógł przed uświadomieniem sobie prawdy, więc szydził z siebie, robił sobie wyrzuty, drwił i z jasną wyczuwaną nieszczerością przeklinał godzinę, w której się dowiedział o jakiejś tam dziewczynie, wykradzionej przez bolszewickiego agenta.
Oderwało go od tych myśli i zmagań z samym sobą dalekie, jękliwe zawodzenie szakalów.
Na ich głosy odezwał się przeciągły, chrapliwy, jakiś ponuro-smutny poryk, a raczej basowe miauczenie, wychodzące z potężnych zapewne płuc.
Po pierwszych echach tego poryku wszystko, zdawało się przyczaiło w przerażeniu najwyższym. Urwały swe szczekania psy podwórzowe, odpowiadające szakalom, które też umilkły nagle; znikły nietoperze, a nawet moskity i bąki ukryły się gdzieś.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/161
Ta strona została uwierzytelniona.