Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.




ROZDZIAŁ X.
CZCIGODNY EFFENDI HUSSEIN MIAŁ GŁOWĘ.

Wszystko ma swój koniec na ziemi, a więc i ta dziwna a jakże pamiętna dla doktora Firleja noc w Singribari przeminęła.
Gdy spoza wschodnich uskoków lesistego grzbietu Patkoi wyłoniła się niemal nagle złotoszkarłatna tarcza słońca — rozedrgała się naprzeciwko pomnika pogromcy wojowniczych Birmańczyków trąba i wierzeje bramy „kiongu“ rozwarły się naoścież.
Firlej był pierwszym człowiekiem wchodzących tego dnia na dziedziniec klasztorny.
Wbiegł do gościnnych pokojów i zdumiał się.
Obaj jego towarzysze chrapali w tych samych pozach, w jakich ich pozostawił — może tylko jeszcze głośniej.
— Wstawajcie! — wrzasnął zrzucając na krzesło wilgotną kurtkę i przygładzając sobie zwichrzone włosy.
Z trudem doprowadził obu lamów do przytomności.
— Umyjcie się, a wtedy zreferuję wam niezmiernie ważne nowiny — powiedział, idąc do swego pokoju, by się ogolić i umyć.
Nie zdążył jednak doktór ogolić sobie jednego policzka, kiedy lamowie weszli do jego izby. Byli już po „toalecie“, to znaczy, że, umoczywszy w wodzie końce palców, przetarli sobie zaspane oczy. Woda i mydło nie cieszą się sympatią Mongołów i Tybetańczyków. Higiena pod tym względem nie jest im znana. Rolę i działanie wody i mydła wykonywa u nich idealnie czyste powietrze i potężny wiatr przenikający wszystkie pory.