nie Atri. — Pan nie był nawet o tyle uprzejmy, żeby zaspokoić moją ciekawość i powiedzieć mi, ile pan przegrał...
Firlej poweselał i poczuł się śmielszym. Rozumiał teraz, że to, co wczoraj tak dziwnie samo się nawiązało pomiędzy nim i Atri, trwa i że tę ciągłość i trwałość nieokreślonych jeszcze więzów wyczuwają oboje.
Szybkim krokiem zbliżył się do werandy i wbił rozognione oczy w zapłonioną twarzyczkę dziewczyny.
— Przegrałem osiem... — zaczął.
— Rupij?
— Nie.
— O mój Boże! Funtów?
— Nie! — powiedział ciepłym, serdecznym głosem. — Osiem godzin, w ciągu których nie widziałem pani, nie słyszałem jej głosu i — wogóle... byłem nieszczęśliwy! Powinienem tkwić tu w pobliżu pani, bo każda chwila stracona jest niepowetowaną dla mnie przegraną!
— Panie... doktorze... — szepnęła — panie doktorze!...
Nie miała innych słów, bo przychodziło na pamięć jeszcze jedno, ale tego nie śmiała tymczasem wymówić.
Za to „Knox“ zrozumiał zapewne wszystko, gdyż z nowym zapałem skakał i szczekał triumfująco.
Tulił się do stóp Atri, a potem wystawiał łebek pomiędzy filarki balustrady i patrząc miłosnym wzrokiem na doktora szczekał radośnie.
Ludzie i tym razem nie zrozumieli go i po chwilowym wybuchu prawdziwych uczuć nałożyli maski i zasklepili się w skorupie zimnej, sztucznej etykiety.
— Cieszę się niezmiernie, że niebawem już powróci pani do rodziców, do stosownych warunków życia — powiedział suchym tonem Firlej.
— Tak — odparła natychmiast prostując się dumnie — ostatni miesiąc spędziłam, jak to pan słusznie zauważył, zupełnie niestosownie...
„Knox“ nadstawił uszu.
Co to? Posłyszał jakieś obce głosy. Chrapki jego rozdęły się gwałtownie, gdyż zwęszyły nieznanych mu ludzi.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/176
Ta strona została uwierzytelniona.