Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

Sprawdził swoje wrażenie i skulił się cały.
Nic nie rozumiał. Widział i węszył tę miłą dziewczynę o łagodnym głosie, miękkich, delikatnych dłoniach i gorących ustach, a tam na dole — dobrze mu znanego i oddanym psim sercem kochanego pana swego, z którym tyle już świata zwiedził.
Tymczasem teraz nie poznawał ich i to przeraziło go najwięcej.
— Jacyż ci ludzie są dziwni i straszni! — myślał trwożnie „Knox“ i nie szczekał już, nie piszczał i nie tulił się nawet do Atri.
Odszedł i położył się na uboczu z podniesioną głową i wyprężonym ciałem, gotowy w każdej chwili do ucieczki w najwyższym popłochu.
— Prędko już pożegnamy się ze sobą, bo muszę się spieszyć do Tassgongu... Mój mistrz, Sain-Noin, nie lubi przerwy w pracy swoich uczniów — odezwał się znów Firlej. — Nic już mnie tu nie zatrzymuje w tym zapadłym kącie. Dopiąłem celu i odnalazłem panią, miss Atri-Maja...
W głosie doktora drgnęły znowu gorące nuty.
Foxterierek posłyszał je. Ostrożnie skradłszy się do filarków i rozdymając chrapki zajrzał na dół.
Jego pan stał w kapeluszu i patrząc w ziemię palił fajkę.
Piesek zerknął na dziewczynę. Oparta o balustradę wpatrywała się w niezwykle zgnębioną postać doktora.
Wreszcie potrząsnęła główką i spytała:
— Ale chyba dziś jeszcze pan doktór nie wyjeżdża z Singribari? Chciałabym bardzo przedstawić pana memu ojcu, żeby i on mógł osobiście podziękować za ocalenie córki!
— Wielki to zaszczyt dla mnie, miss Atri-Maja, lecz doprawdy podzięka radży jest zbyteczna. Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo — odpowiedział oficjalnym tonem.
„Knox“ czym prędzej cofnął się i znowu położył się drżąc z niepokoju.