Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

bernatora, podpierającego się laską z kości słoniowej, gdyż Anglik cierpiał na podagrę.
Przyjąwszy raport od dowódcy gwardii obaj dostojnicy weszli do holu, gdzie ze zwykłą amerykańską swobodą i dobroduszną rubasznością powitał ich na progu mister Ernest Hill zwykłym:
— How do you do? Jak się, panowie, macie?
Dostojnych gości spotkał też wesołym szczekaniem i z własnej woli wykonanym salto mortale mały, bardzo z czegoś zadowolony „Knox“, po czym na krok już nie odstępował radży.
— Czy córka nasza cieszy się zdrowiem? — spytał Ghas-Bogra dotykając dłonią zawoju i zwracając się do Amerykanina.
— Eh-eh-eh! — uprzedził jego odpowiedź dyszkant foxterierka.
— Cicho, mały! — machnął na niego ręką Hill. — Córka waszej dostojności czuje się znakomicie! Cóż to za dzielna i energiczna panienka! Miss Atri-Maja poleciła mi przeprosić panów, że nie może wyjść na ich spotkanie, gdyż dopiero mają nadejść walizy z sukniami, by mogła się przebrać.
— Ach — kobiety! — uśmiechnął się gorzko sir Mellington. — Czy wasza dostojność może sobie wyobrazić, że kobieta przed skokiem do wody w celu samobójczym musi sobie koniecznie upudrować nos?
Oczy radży błysnęły figlarnie.
Czy on wie o tym? On, który uważany był za najniebezpieczniejszego lwa salonów paryskich i londyńskich, zanim nie poskromiła go biedna, lecz piękna i mądra nauczycielka, którą poznał w jakimś zamku arystokracji francuskiej i od pierwszego spojrzenia pokochał.
Tak pomyślał Ghas-Bogra i na pytanie gubernatora odpowiedział przelotnym uśmiechem. Skinąwszy na adiutanta wydał mu jakieś rozporządzenie.
Siedzieli już w salonie Hilla i pili whisky-soda oraz zimny sok z agawy, kiedy dwóch gwardzistów wniosło na