Jak to? Więc doktór nie miał potrzeby ścigania ludzi, którzy mnie porwali?!
— Przecież nie mógł wiedzieć, jakie cudo wiozą ci bandyci w skrzyni? — bronił się Anglik.
— Musiał, musiał wiedzieć! — tupała nóżkami piękna dziewczyna. — Od tego jest doktorem, od tego jest uczonym i wreszcie od tego ja byłam zamknięta w skrzyni!
Sir Mellington dosłyszał coś w tonie Atri, bo ręce tylko rozłożył i trącając z lekka Firleja mówił z udaną skruchą:
— A-a-a, jeżeli tak, to ma pani słuszność! Doktorze, poddajmy się lepiej!
— Ja już od wczoraj się poddałem — uśmiechnął się doktór, bo nie ma innego sposobu... ratunku.
— Zwycięstwa — chciał pan rzec, najuczeńszy panie? — spytała go dziewczyna mrużąc gorejące oczy.
Zaproszeni na lunch — wice-prokurator Strew i nadkomisarz policji Fulton śmiali się dyskretnie, przysłuchując się zabawnej szermierce słownej.
Albaj oznajmił, że podano już do stołu.
Sir Mellington poczekał chwilkę, pytającym wzrokiem mierząc Firleja, lecz wreszcie podał ramię Atri-Maji i ruszył z nią do jadalnego pokoju.
Doktór był zdumiony, ale z wdzięcznością spojrzał na księżniczkę i Hilla.
Miejsce jego znalazło się obok Atri siedzącej przy gubernatorze.
Spojrzawszy na Firleja dziewczyna szepnęła do niego przekornie:
— Ten Hill wszystko poprzekręcał! Miał pan siedzieć daleko ode mnie, a okazał się przy mnie.
— Wdzięczny jestem poczciwemu Hillowi! — odparł.
— A poczciwej Atri-Maji to wcale nie? — spytała.
Odpowiedział jej pełnym uwielbienia wzrokiem, a tak gorącym, że aż spuściła oczy.
Spojrzenie doktora przełapał wszakże zawodowo spostrzegawczy nadkomisarz.
Pochylił się natychmiast do wice-prokuratora i szepnął:
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.