— A jeżeli uratowana przez pana istota ma pewność, że tylko pan bezpiecznie odda ją ojcu i matce w rodzicielskim domu? — spytała.
— Naprawdę pani tak czuje? — ucieszył się Firlej.
— Zawsze mówię prawdę! — szepnęła. — Albo nic nie mówię, jeżeli nie chcę wyjawić prawdy...
— Czego więc mi pani nie dopowiedziała?
— Tego, czego i pan nie mówi!
Porwał się z krzesła i postąpił krok naprzód, ale raptownie opamiętał się i usiadł na nowo.
— Hu-hu-hu! — zaśmiał się szyderczo „Knox“.
— Miss Atri! Pani mnie prowokuje... jak gdyby chcąc... wystawić mnie na pośmiewisko — mruknął Firlej.
— Nie rozumiem — szepnęła ledwie dosłyszalnie.
— Niech pani sobie wyobrazi na jedną chwilę... powtarzam: wyobrazi... taką niemożliwą... idiotyczną scenę... Na przykład ja... ot taki sobie... wybijający się dopiero kosztem wielkiej pracy i nawet pewnego ryzyka uczony... ośmielony tym, że wyrwał panią z rąk Sobcowa, czy tam kogoś innego i przeceniający swoją w tej sprawie zasługę... odważył się nie tylko... pokochać panią... bo to już wyłącznie jego rzecz... ale... wyznać jej tę miłość...
— Taki człowiek powinien wyznać swoje uczucie — odpowiedziała natychmiast.
— Różnice stanu, majątku, sytuacji społecznej... — zaczął objaśniać dziwnie nieswoim głosem.
— Gdybym nie kochała pana tak bardzo... powiedziałabym — jesteś niemądrym, a nawet całkiem głupiutkim chłopakiem! — szepnęła z wzruszającą czułością.
— Ha! — szczeknął z ulgą „Knox“ i przypadł do drobnych stópek księżniczki.
— Atri... Atri! Nie! To — niemożliwe! Śnię chyba... — mówił doktór urywanym głosem, przecierając sobie oczy to znów chwytając się oburącz za głowę. — Ty mnie kochasz? Takiego skromnego, najzwyklejszego człowieka?! O, Boże! Dziękuję Ci za Atri-Maję, w której umieściłeś całe życie moje, radość i promienne szczęście!
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.