— O czym pan mówi, drogi mister Hill? — zdobywając się na dyplomację spytał Firlej.
— O czym? — powtórzył Amerykanin. — Mówię o odnalezieniu alpinisty, zbłąkanego w Himalajach...
— To ciekawe! — zauważył doktór. — Opowie mi pan o tym jutro w biurze, gdyż teraz, my dear, goście pana muszą trochę wypocząć!
— Ach, prawda! — przypomniał sobie Hill. — Wasza dostojność i ekscelencjo, pokoje są już przygotowane; przepraszam, że są skromne, ale to przecież tylko Singribari!
Goście zaczęli się rozchodzić i tylko gubernator zwlekał z odejściem. Znalazłszy stosowną chwilę mruknął do gospodarza:
— Jabym wypił jeszcze szklaneczkę tego świetnego burgunda, mister Hill...
To pobożne życzenie posłyszała Atri.
Podbiegła do Anglika i grożąc mu paluszkiem szepnęła do ucha:
— Sir Reginald! Bierze mnie ochota napisać do lady Mellington, że jej małżonek lubi... podagrę!
Gubernator parsknął śmiechem i odciął się natychmiast:
— A ja zaraz napiszę do jej dostojności — mamy, że córeczka jej lubi... Polaków o jasnych włosach! Cha-cha-cha! A co? Dobrze ci tak! Cha-cha-cha!
— Zdrajco! — śmiała się Atri.
— Burzycielko domowego ogniska! — odparował cios podochocony gubernator.
Dziewczyna podbiegła do niego i wspinając się na palce szepnęła mu do ucha.
— Gdy ja dostanę to, co lubię, pan też dostanie to, co lubi, ale dopiero w Radż-Szupurze na moim weselu.
Sir Mellington ujął główkę Atri w obie dłonie i złożył pocałunek na jej czole, szepnąwszy serdecznie:
— Drogie, kochane dziecko!
Weranda opustoszała.
Firlej pozostał sam na sam z Atri.
Przyłączył się do nich po chwili „Knox“.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.