Ta strona została uwierzytelniona.
— Wielki, Dobry Boże! Zachowaj dla mnie moje szczęście i obroń przed wszelkim złem tę, którą do ostatniego tchnienia umiłowało moje serce!
Nie patrząc już na leżącego odyńca, szybkim krokiem powrócił do Singribari i wszedł do klasztoru.
W izbie gościnnej zastał obu lamów przy herbacie.
Ucieszyli się ujrzawszy go i zrobili mu miejsce na ławce.
Unen przyglądał mu się bacznie i po chwili uśmiechać się począł.
— Czarne chmury przepłynęły i słońce świeci znowu? — szepnął.
— Tak, guru! Świeci jak wielkie ognisko na szczycie Albordżu! — odpowiedział.
Lamowie łagodnie i przyjaźnie patrzyli na Firleja, czekając, że coś powie, lecz młody doktór widział majaczącą przed nim postać Atri-Maji i w milczeniu uśmiechał się do swej miłości.