— Moje państwo nazywa się Atri-Maja! Jedynie Atri-Maja, a to jest państwo wspanialsze nawet od Wielkiej Brytanii — władczyni Oceanów!
Pewnego dnia oznajmiono mu, że cały dwór i zaproszeni goście nazajutrz wyjadą do Sabah — małej mieściny na „terai“, gdzie wielki łowczy zarządził polowanie na tygrysy i bawoły.
Chociaż Firlej ciekaw był bardzo podobnego polowania, o którym nieraz czytał w angielskich powieściach, jednak na tę wiadomość posmutniał.
Musiał przecież rozstać się na parę dni z narzeczoną i swymi pacjentami.
— Nie możesz odmówić ojcu! — przekonywała go Atri. — Zresztą dobrze ci zrobi ta wyprawa. Zasiedziałeś się bez ruchu i zapracowałeś się w ambulatorium. O, patrz, nie masz już teraz czasu na codzienną partię tennisa!
— Uważasz, że tyję, jak ten pasibrzuch „Knox“, który cały Radż-Szupur uważa za swoją budę? Wiesz co? Wczoraj spał i chrapał na wielkim tronie radży! Co za bezczelność u takiego psiaka! W Detroit i Nowym Jorku był taki cichy i skromny, a tu nagle do takiego stopnia się rozpanoszył, że oszczekuje nawet ministrów! — skarżył się na „Knoxa“ doktór.
— On wie, że stał się naszą „maskotą“, to i zadziera nosa! — śmiała się Atri, ubawiona oburzeniem Firleja.
Trzeba więc było jechać na łowy i — doktór wyruszył.
Do Sabah myśliwi dotarli w samochodach.
Dalej w głąb dżungli na „terai“ biegły tylko ścieżki.
Myśliwi dosiedli słonie, zawczasu dla nich przygotowane.
Na ich potężnych grzbietach, zaopatrzonych w specjalne siodła, ustawiono palankiny i platformy z poręczami.
Mądre zwierzęta z głuchymi westchnieniami klękały, ułatwiając ludziom wsiadanie.
Wreszcie około dwudziestu myśliwych ruszyło w stronę dżungli.
Przed każdym słoniem szedł tropiciel, uzbrojony w krótki miecz o krzywej klindze i dzidę.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/209
Ta strona została uwierzytelniona.