Atri-Maja i jej matka w białych fartuchach i czepkach pomagały mu w ambulatorium, przygotowując chore dzieci do oględzin lekarza i do zabiegów.
Przemywały zapuchnięte, zaropione powieki chorych na jaglicę i usadawiały pacjentów w kolejce.
Przy tych czynnościach nie zapominały wypytywać dzieci o ich rodziców, dom i życie, zapisywały adresy, by potem posłać zapomogę, żywność lub ubranie.
Nie wiedziały, że przed domem mieszczącym przychodnię lekarską gromadziły się tłumy mieszkańców stolicy.
Każdy bowiem z nich chciał widzieć „wielką, jasną panię“ i córkę radży, które nie tylko nie gardziły biedakami, ale same spełniały przy nich przykre i niebezpieczne posługi.
Gdy powracały do pałacu, tłum w uroczystym, wymownym milczeniu rozstępował się przed nimi, a zachwyt i wdzięczność zapalały gorące ognie w czarnych oczach tubylców. Niektórzy klękali przed nimi, inni całowali ich szaty, a nawet ślady ich stóp, lecz entuzjazm tłumu doszedł do szczytu, kiedy pewnego razu ujrzano samego Ghas-Bogrę jadącego na pięknym rumaku i zsiadającego przed ambulatorium.
Radża obejrzał poczekalnię, osobiście rozdając dzieciom i ich rodzicom zapomogi pieniężne, a potem przyglądał się pracy Firleja, małżonki i Atri-Maji pomagających lekarzowi.
Gdy zbliżył się do doktora i położył mu dłoń na ramieniu, wyrażając mu tym ruchem swoją wdzięczność, Firlej spojrzał na niego wesoło i szepnął po angielsku:
— Dobrze, że dostojny radża usłuchał mnie! Od dnia dzisiejszego stał się radża „ojcem ludu“, a miłość ludu jest przecież potęgą panującego!
Powiedziawszy to zmrużył oczy i powiedział w duchu:
— Małoż to ja nałamałem sobie jęzora, zanim przekonałem radżę i tych jego zacofanych doradców — brahmanów, że, jeżeli już tak bardzo tego sobie życzą, to niech mają te głupie kasty, ale niech Ghas-Bogra będzie radżą wszystkich kast!
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/225
Ta strona została uwierzytelniona.