— Bardzo... bardzo pomyślnie... bez przygód — mruknął Firlej, lecz nagle przełapał porozumiewawcze spojrzenie przyjaciół i zawołał ze śmiechem:
— Zdrajcy! Drwicie sobie ze mnie?! Drwijcie, ile się zmieści, ale ja jestem teraz najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem!
— Obyś mógł zawsze tak powiedzieć nie tylko ludziom obcym, ale i samemu sobie! — rzekli obaj kapłani z powagą i serdecznością.
— Dziękuję wam, przyjaciele! — zawołał doktór. — A teraz lecę do mego pacjenta! Atri i jej matka przygotowują mi salę operacyjną. Muszą dopatrzeć i wszystko obmyśleć! Operacja nie będzie łatwa, bo tego Baaba trzeba będzie pocerować bardzo porządnie. Tygrys podarł go jak starą szmatę, co sama pod palcami się rozłazi!
Uścisnął dłonie przyjaciołom i pobiegł na górne piętro. Za nim z wyzywająco dumną miną dreptał „Knox“, obojętnym wzrokiem spoglądając na tkwiących na wartach gwardzistów.
Długo i starannie krzątał się Firlej przygotowując się do pierwszej operacji, którą miał wykonać nazajutrz.
Pomagały mu w tym Atri z matką i kilka milczących służebnic w białych czepkach i fartuchach.
Wreszcie wszystko zostało zakończone. Przejęta swoją rolą Atri natychmiast z zamkniętymi oczami niemal odnajdywała każden przedmiot, który jutro miała w ustalonym porządku podawać operatorowi.
— Jeżeli ten brodaty Baab nie wyzdrowieje od samego tylko dotknięcia noża lub pinceta, które ty, cudna moja, trzymałaś w swoich kochanych paluszkach, to ja mu za to... zgolę brodę i wąsy!
Śmiali się wszyscy troje, raz jeszcze uważnie oglądając dzieło swoich rąk.
— W takiej pięknej sali operacyjnej miło jest poddać się najcięższemu nawet zabiegowi! — uśmiechnął się Firlej.
— Wiesz co, Ado — zaproponowała mu nagle Atri — pojedźmy sobie trochę na spacer. W głowie mi się kręci od
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/229
Ta strona została uwierzytelniona.