Nie śmiał jednak dogonić go i zapytać.
Firlej nie spostrzegał, że i jego też wygląd zmienił się nie do poznania.
Wychudł zupełnie, przybladł, oczy mu się rozszerzyły i pałały, chociaż czuł się na zdrowiu znakomicie; umysł jego stał się niezwykle jasnym i chłonnym; organizm nie potrzebował prawie snu i wypoczynku. Doktór nie czuł nigdy głodu, ani pragnienia; potężnym wysiłkiem woli nauczył się poskramiać tęsknotę i miłość swoją, obawiając się, że zawadą mu się staną w wytężonej jego i gorączkowej pracy i odroczą szczęśliwy dzień, w którym będzie mógł ujrzeć Atri, umiłowaną całą istotą jego, każdą myślą i każdym uderzeniem serca.
Te zmiany zaszły w nim nie bez powodu.
Firlej studiował właśnie ostatni stopień przygotowania do zawodu lekarskiego.
Uczył się wprowadzania siebie w stan skupienia myśli i woli, od czego oddzielał go jeden zaledwie krok od wyzwolenia daru intuicji, jasnowidzenia i niczym nie wytłumaczonego kontaktu z pancjentem, gdy to lekarz poczyna wyczuwać w sobie samym cierpienia, nastroje, niedomaganie chorego, prawie nie mając już potrzeby ściśle naukowego rozpoznawania choroby.
Ćwiczenia w tej dziedzinie wymagały nieraz straszliwej pracy nerwowej, nieustannej walki ze sobą, by zwalczyć i zdusić w sobie skłonność do rozproszenia myśli i uwagi, zwykłej cechy ludzi zachodu, szczególniej zaś mieszkańców wielkich i zgiełkliwych miast.
Wszystko to działało na młodego lekarza, jak jakiś nieznany mu narkotyk, zmieniający funkcjonowanie całego jego organizmu.
W chwili napięcia woli i skupienia się na jakimś jednym zjawisku, czy przedmiocie czuł, jak one niewidzialnie zazębiają się o inne, tworzą łańcuch zależnych od siebie faktów, układają się w system, odsłaniając cały obraz — dokładny i przerażająco wyraźny.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/252
Ta strona została uwierzytelniona.