Do świadomości jego doszedł suchy trzask strzału, niby klaśnięcie bicza, ale świadomość odleciała natychmiast i wszystko utonęło w czarnym jak noc mroku.
Firlej nie słyszał już krzyków Chińczyków i tupotu zbiegających się zewsząd ludzi.
— Cagan-emczi postrzelony w plecy! Zabity!! Patrzcie, cały we krwi! Kto strzelił do białego lekarza! Biegnijcie do klasztoru! Niech zabiorą zabitego...
Tego nie słyszał Firlej i nie widział, jak z zajazdu wyszedł człowiek o białej twarzy i okrutnych oczach i wskoczywszy na konia, wymknął się z osady, dążąc ku północy, gdzie coraz wyżej i wyżej piętrzyły się skamieniałe fale Himalajów...
Przybiegło dwóch lekarzy i zdarłszy z leżącego Firleja kurtkę i koszulę, poczęło go badać.
— Żyje jeszcze! — mruknął jeden.
— Kula przeszła tuż nad sercem! — dodał drugi.
Podnieśli się i skinęli na oczekujących ich rozkazów „bandi“ z noszami.
— Do sali Sain Noina! — powiedział jeden z lekarzy.
— On tylko pomóc może, bo całe płuco zalane jest krwią! — szepnął drugi.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/257
Ta strona została uwierzytelniona.