przybytku wiedzy w Tassgongu lekarz-lamaita nie czuje się tu bezpiecznie! — szepnął.
Mongoł tymczasem zbliżył się do stołu i mówił:
— Cztery czy pięć razy zamierzano zgładzić nas, mądry i sprawiedliwy Sain-Noin, zanim wielbłądy nasze doszły do przełęczy Isungi, skąd oczy nasze ujrzały stare mury skarbnicy mądrości! Nawet tu, w miejscu błogosławionym, o kilkanaście kroków od ciebie, pod dachem świątobliwego Eher-balana dokonano zamachu na mnie!
Dżałhandzy opowiedział o wypadku z małym „bandi“, a potem począł rozmawiać z mistrzem w tajemnej „świętej“ mowie „ahar-om“, której nikt oprócz najwyższych dostojników kultu lamaickiego nie zna, gdyż strzeżona jest zazdrośnie.
Rozmowa ta zakończyła się zagadkowym powiedzeniem Sain-Noina w języku tybetańskim, gdyż chciał, żeby zrozumieli go Japończycy.
— Sprawa wasza wielka jest jak dziedzictwo Dżengiza-chana, Kubłaja, Timura i sułtana Babera, lecz losy jej spoczywają w ręku Wielkiego Ducha Nieba... W wypadkach burzliwych jak morze, które bije w brzegi wysp północnych, ujrzycie nowych, nieprzewidzianych sojuszników i wrogów aż wszystko rozstrzygnie kobieta skwarnej krainy, aby połączyć płomień z lodem... płomień z lodem...
Nikt nie ośmielał się pytać o cośkolwiek więcej mistrza, bo na pomarszczonej twarzy jego i w oczach malowało się wzburzenie i podniecenie. Spojrzawszy na stojących przed nim ludzi, klasnął w dłonie. Weszli lamowie i bez słowa rozpoczęli przerwaną pracę. Sain-Noin skinął ręką hutuhcie dając mu znak odejścia.
— Om! Sajn! — mruknął.
— Om! Amur-sajn! — odpowiedział Dżałhandzy, a to pozdrowienie natychmiast powtórzyli Japończycy, żegnając Ta-Emczi.
W sąsiedniej sali oczekiwał ich Firlej.
— Nie wiem dlaczego, lecz sądzę, że będzie najmądrzej, jeżeli nikomu nie powtórzę waszych nazwisk — szepnął.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.