— Czy turdzy Bujuk będzie się również liczył z ambasadorem Stanów Zjednoczonych? — spytał z chytrym uśmiechem Dżałhandzy. — On nie zatrzymał się nawet przed zamordowaniem Żywego Buddy, chociaż dostojnik ten korzystał z przywilejów i tytułu „brata Dałaj-Lamy“!
— To nadzwyczajne, że nic jeszcze o Bujuku nie słyszałem i do dnia dzisiejszego nie widziałem go, chociaż znam tu każdy zakątek — zauważył Firlej.
Hutuhta zaśmiał się głośno, mówiąc:
— Gotów jestem przyjąć każdy zakład, że biały lekarz może znać wszystkie tajemnice naszego lecznictwa, lecz nie zna żadnej tajemnicy klasztoru Tassgong! Zresztą — nie zna ich nawet przeor, pundita[1] Eher-balan.
— A wy, dostojny lamo, znacie je? — zaciekawili się Japończycy.
Mongoł pomyślał chwilę i odparł szeptem, ni to obawiając się, że ktoś może go podsłuchać:
— Część, zaledwie małą część...
Z daleka dobiegło głuche trąbienie, huczenie bębna i basowy brzęk gongu.
— Południowa modlitwa do Wielkiego Mistrza! — szepnął Dżałhandzy klękając i przebierając palcami paciorki różańca.
W kilka minut potem sługa Chińczyk zaprosił wszystkich do sąsiedniego pokoju na śniadanie. Mongoł przyjrzał mu się bacznie i spytał:
— Czy dobrze posoliłeś strawę? Spróbuj i powiedz nam...
Kucharz laseczkami brał szczypty każdej z potraw i powolnie żuł, kiwając głową i mrucząc:
— Dobrze! W miarę posoliłem. Ani za mało, ani za dużo. I-Tun nigdy się nie pomyli. Niech poświadczy sam biały emczi!
— I-Tun jest dobrym kucharzem, jestem z niego zadowolony — potwierdził ku szczerej radości Chińczyka Firlej.
- ↑ Pundita — stopień wyższego wtajemniczenia.