Gdy ruchomy chodnik unosił dalej chorego, karzeł kładł trzcinę na stół i w roztargnieniu patrząc na dwóch lekarzy, pochylonych nad księgami, rzucał im krótkie zdania, a raczej jakieś raz na zawsze ustalone formuły. Jeden z nich rozwijał skąpe słowa mistrza w dokładne i szczegółowe rozpoznanie przezeń choroby, drugi — układał recepty na lekarstwo, wydawane w aptece klasztornej, zapisując to wszystko w leżących przed nimi księgach.
Przed każdym nowym pacjentem Sain-Noin podnosił wzrok na wiszący na przeciwległej ścianie wizerunek Buddy z szeroko otwartymi oczyma i wyciągniętą dłonią. W podobnej postaci widuje się Buddę wyłącznie w klasztorach, gdzie przebywają lekarze. Dokoła figury wielkiego mistrza widniały inne jeszcze bóstwa, składające mu niski pokłon. Były to duch ziemi i wody „badahan“, powietrza — „szji“ i słońca — „szara“. Mistrz odmawiał półgłosem krótką modlitwę, wzywając do pomocy potężne bóstwa kierujące życiem ludzi.
Firlej na palcach dotarł do grupy lekarzy malajskich z Tenasserim, mówiących po angielsku, i z uwagą śledził przesuwających się przed Sain-Noinem pacjentów. Widział prześwietlone tajemniczym światłem chore organy cierpiących ludzi i z jednego rzutu oka określał chorobliwe zaburzenia. Tę szybką orientację i spostrzegawczość wyrobił już w sobie pod kierunkiem znakomitych profesorów w Tassgongu, szczególnie zaś samego Sain-Noina, rozwijającego w swych uczniach tę najcenniejszą bodaj cechę lekarza.
Firlej spostrzegł niebawem, że mistrz był dziś niezwykle podniecony. Nastrój jego udzielił się młodemu lekarzowi.
Widział on wyraźnie, że z końców cienkich palców Sain-Noina sączą się nikłe, pełgające promienie, a dokoła całej jego drobnej postaci utworzyła się świetlna aureola.
— Świeci się dziś mój stary, jakby go ktoś wypełnił fosforem — pomyślał doktór. — Coś musiało mu się przydarzyć, ale co? Gdyby on tak wiedział, co tam leży w krza-
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.