ten musiał uchodzić z Mongolii, ścigany przez komunistów aż wreszcie ukryto go w bezpiecznym miejscu...
Przy tych słowach Japończycy zamienili się porozumiewawczym spojrzeniem i nieznacznie się uśmiechnęli.
Dżałhandzy ciężko dysząc mówił chrapliwym przejmującym szeptem:
— O porwanym pierścieniu mógłby nam opowiedzieć morderca arcykapłana... który w tej chwili właśnie jest tu... wśród nas, w twojej świcie, świątobliwy przeorze!... W Urdze nosił on imię Bujuka i piastował godność turdzy-lamy przy osobie „Żywego Buddy...“ Nie wiem jak nazywa się on w Tassgongu, ale oto jest ten człowiek, który...
Nie skończywszy zdania Mongoł jak skała tocząca się ze stromego zbocza góry runął na tłum lamów, roztrącił ich, jak roztrąca stado płochliwych owiec rozjuszony bawół i wywlókł na środek sali bladego, drżącego ze strachu truciciela.
Eher-balan zerwał się z tronu i z przerażeniem patrząc na lamę i na hutuhtę, powiedział:
— Czy nie pomylił się dostojny Dżałhandzy? Człowieka tego znamy tu, jako lamę-lekarza ze stepów kałmuckich, z nad Wołgi dalekiej, gdzie niegdyś panowali chanowie Złotej Hordy!
— Jest to Bujuk, morderca Żywego Buddy, zdrajca, sprzedawczyk, wróg ludów Azji, sojusznik bezbożnych, krwawych komunistów! — ryknął hutuhta palcem wskazując na nikłą postać zdrajcy. — Wiedział, że poznałem go i dlatego posłał mi zatruty list, od którego zginął nieszczęśliwy „bandi“. Krew jego spadła na głowę tego nikczemnika, a Karma wydała już swój wyrok.
Zapanowało ciężkie milczenie. Nastrój ten przerwał przeor oznajmiając:
— Będziemy jutro badali i sądzili tego człowieka, niegodnego szat kapłańskich! Teraz musimy zakończyć nasze obrady. Lamowie, odprowadźcie Bujuka do więzienia i strzeżcie go jak źrenicę oka!
Czerwoni i żółci lamowie otoczyli mordercę i wyprowadzili go z sali.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.