— Hańbę rzuciłeś na cały nasz stan! Niesłychane! Lama — mordercą Żywego Buddy! Śmierć Bujukowi! Śmierć Bujukowi!!
— Ach, więc to jest właśnie ów legendarny Bujuk — lama-truciciel? — domyślił się Firlej i przypomniał sobie niektóre urwane opowiadania o nim hutuhty i obu lekarzy japońskich.
— Bagatela! — mruknął. — Nosił wilk, ponieśli i wilka. Trudno! Fortuna kołem się toczy, mister Bujuk! Zapewne niebawem już wytrzęsą z ciebie twoją marną duszyczkę zamkniętą w jeszcze marniejszym ciele, no, ale się pociesz, że i tak byś już długo nie pociągnął i że nikt po tobie nie zapłacze!
Niewiadomo, czy podobne kojące słowa młodego doktora pocieszyłyby Bujuka, lecz w każdym razie uspokoiły one Firleja. Już nie żałował przygarbionego, rozpaczliwie szamocącego się lamy i nie myślał o tym, że dwudziestu chłopa napada na jednego, że nie jest to „all right“ i wcale nie „fair play“. Nie miał bowiem żadnego już powodu oburzać się i bronić tej „jadowitej, podstępnej żmii“, zdrajcy i sprzedawczyka, jak go nazywał Dżałhandzy z pianą na ustach mówiący o mordercy arcykapłana w Urdze.
Bujuk sam bronił się jak mógł, wyrywał się z krzepkich rąk lamów, szamotał się w tłumie, kopał nogami podbiegających do niego lamów i patrząc spode łba żuł coś ciemnymi wargami — zaklęcia czy przekleństwa. Widocznie jednak zrozumiał, że mnisi coraz bardziej podniecający się mogą go zamordować zanim doprowadzą do więzienia. Zatrzymał się więc, podnosząc ręce nad głową, aby osłonić ją przed ciosami, i krzyknął przeraźliwym głosem:
— Stójcie! Zaniechajcie mnie! Wszystko zeznam, co wiem... Pierścień miał w swych rękach Sobcow, lecz skradziono mu go tuż nad granicą bolszewicką. Goni teraz tego człowieka, ściga go... Porwał jednego z jego oddziału, ale okazało się, że jest to dziewczyna... Schwytał ją w Tybecie, gdy...
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/70
Ta strona została uwierzytelniona.