pozostał jednak w tyle fiknąwszy dwa koziołki w powietrzu, gdyż luźny but zsunął się z nogi Mongoła.
Z ciężką noszą na plecach wszedł Firlej do swego domu. Na widok Mongoła kucharz-Chińczyk struchlał. Długo nie mógł słowa wydobyć z gardła, ale w końcu przyjrzawszy się raz jeszcze leżącemu w sieni człowiekowi wyszeptał:
— Jest to Buriat Dżambojew, sługa białego lekarza z domu, co stoi naprzeciwko „świętego drzewa“. To on zabił ogrodnika, bo tak opisał mi go Ju-Szu, a potem i jego też zamordował zapewne ten sam człowiek! Ale co mu jest, ta-je?
— Nic groźnego! — uspokoił Chińczyka Firlej uśmiechając się chytrze. — Przechodził pod drzewem cedrowym i spadła mu na łeb szyszka pełna orzechów.
I-Tun z niedowierzaniem przyjrzał się uważnie doktorowi i szepnął:
— Ta-je, w tym miesiącu szyszki ledwie — ledwie się formują na cedrach?!
— Na cień Konfutse! — zawołał Firlej. — Czy możesz przysiąc, że nie pozostało na nich jednej z przeszłego roku?
Chińczyk przypomniał sobie coś nagle i podbiegając do doktora oznajmił mu, że w pokoju czeka na niego jakiś lama.
— Znowu tajemnica? — uśmiechnął się Firlej i namacawszy rewolwer w kieszeni przestąpił próg swego mieszkania. Ze stołka powstał młody, wiotki jak topola i uśmiechnięty uprzejmie mnich lamaicki.
Doktora uderzył jego wygląd. Nie miał wątpliwości, że ten człowiek przyjechał z daleka lub też wybiera się w długą podróż.
— Tak, raczej się wybiera... — wywnioskował spostrzegłszy, że gość ma niezakurzone ubranie i świeżo łojem wysmarowane skórznie chińskie na grubych podeszwach.
Jednak cały wygląd lamy świadczył, że oczekuje go jakaś podróż. Szaty miał na sobie krótkie, a poły ich zasunięte były za szeroki pas rzemienny, z którego zwisała zielona pochwa szerokiego, ciężkiego noża i duży pistolet w drewnianym futerale.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/79
Ta strona została uwierzytelniona.