— Oho! — zdziwił się Firlej. — Mauzer najgrubszego kalibru!
Lama kłaniając się z godnością mruczał pobożne pozdrowienia i zwykłe: „sajn-baj-na“.
Skończywszy z etykietalną częścią wizyty powiedział:
— Sain-Noin przysłał mnie do ciebie, „tała cagan“ (bo przezwisko białego przyjaciela nadał ci nasz mistrz) i powiedział mi tak: „Lamo Unen, będziesz bratem „białego przyjaciela“, będziesz strzegł go jak pies wierny i bronił, jak „irbis“[1] gdy ludzie zamierzają zabrać jej kocięta!“ Tak powiedział mi Ta-Emczi i — oto jestem!
Firlej ucieszył się serdecznie z Unena, który uśmiechał się do niego jarzącymi się piwnymi oczyma i bielą zębów, mówiąc cichym głosem:
— Powiedz mi, tała cagan, co wiesz i co zamierzasz robić? Będę ci pomocny nieraz, gdyż jestem... ale o tym pomówimy kiedyindziej...
Firlej opowiedział mu więc o wypadkach ostatnich dni i o liście porwanej przez Sobcowa nieznanej kobiety.
— Nie wiem kto ona jest, ale być może jest kobietą białą. Mam powód tak myśleć, gdyż pisze poprawnie po angielsku... Zrozumże mnie, przyjacielu Unen, że muszę ją ratować. Śmiałbym się z siebie, gdyby się okazała opasłą, zezowatą babą na nogach-słupach i lśniącym się od tłuszczu obliczu księżyca, ale i tak bym jej bronił i ratował ją, bo jestem mężczyzną i dżentelmenem! Wolałbym co prawda ujrzeć młodą, piękną dziewczynę, która uśmiechnęłaby się do mnie, swego zbawcy, tak, że starczyłoby mi to za wszelką podziękę! — zapalał się coraz bardziej doktór. Mówił to wszystko wesołym i ironicznym głosem od czasu do czasu przerywając sobie śmiechem.
Śmiał się też Unen, ubawiony serdecznie, aż w końcu zauważył:
— Obawiam się, że odbiwszy bolszewikowi staruchę będziesz go musiał na nowo gonić, by mu ją zwrócić! O, wierz
- ↑ Pantera.