Przez lata, spędzone w Tassgongu wśród uczonych i wtajemniczonych, doktór poznał wiele zjawisk nieznanych nauce europejskiej, więc rozumiał, co znaczy ta świetlna atmosfera tworząca się dokoła lamy.
Wiedział też o tym Buriat Dżambojew, gdy uniósłszy opuchnięte powieki i spostrzegłszy stojącego o kilka kroków przed nim Unena, zamknął je czym prędzej i z gardła mu wyrwał się głuchy okrzyk:
— Guru!... — i począł dygotać na całym ciele.
Nawet mały, wesoły „Knox“ instynktem zwierzęcym zrozumiał, że dzieje się coś niezwykłego.
Skulony, jeżąc sierść na karku i drżąc podczołgał się do nóg Firleja i przycisnął się do nich, jak gdyby szukając obrony.
Lekarz poczynił wkrótce jeszcze inne spostrzeżenia.
Uświadomił sobie, że nie ma możliwości przejrzenia świetlnej atmosfery otaczającej Unena. Przez fioletowe, pełne powolnych drgań koncentryczne fale tajemniczego światła wzrok nie mógł dotrzeć do ścian, wiszących na niej pasów jedwabnych z wersetami z Kandżuru, czyli nauki Buddy, ani też do otworu okna.
Przez szatę szczelnie zapiętą i gruby kaftan aksamitny Firlej widział na szerokiej, nagiej piersi lamy jakiś ciemny znak, chociaż nie mógł określić jego kształtu i rozmiarów.
Wreszcie trzecie spostrzeżenie zastanowiło i zaniepokoiło lekarza.
Unen stał jak posąg.
Żaden muskuł nie drgał mu na twarzy. Stał się podobny do tych figur woskowych, jakie wystawiane są w muzeach. Tymczasem jednak nieruchome oczy lamy, utkwione, zda się, w niewidzialny punkt leżący poza granicami osiągnięcia go wzrokiem ludzkim, wbijały się w jednej i tej samej chwili w każdy przedmiot w pokoju. Zdawało się, iż z głębi ciemnych oczu Unena wyzierało naraz tysiące bacznych, wszystko widzących i przenikających do głębi źrenic.
Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/85
Ta strona została uwierzytelniona.