Strona:F. A. Ossendowski - Pierścień z Krwawnikiem.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

Buriat ruchem głowy potwierdził domysły Unena.
Nagle stało się coś niespodziewanego. „Knox“ trafiwszy na ślad nieznajomego stanął jak wryty i długo węszył. Szedł ostrożnie tropem hałaśliwie wciągając powietrze. Po pewnym czasie szczeknął radośnie i piszcząc tak, jak gdyby łasił się do kogoś, popędził drogą, jeźdźcy ruszyli za nim.
Jechali jednak całą jeszcze godzinę przecinając kamienistą równinę okrytą czarnym żwirem, przechodzili przez pasma wzgórz i u podnóża jednego z ich stromych spychów Buriat raptownie ściągnął cugle i począł nasłuchiwać, obracając głowę w różne strony.
— Człowiek zbiegł z drogi i ukrył się w krzakach — szepnął do lamy.
— Szukaj go! — odparł rozkazującym głosem Unen i zeskoczył z siodła.
Ręka jego sięgnęła do boku, gdzie wisiał rewolwer.
Dżambojew w pochylonej postawie sunął ostrożnie prowadząc ze sobą konia i wpatrywał się w ziemię. Wreszcie stanął i spojrzał na lamę.
— Ten człowiek w tym miejscu zeszedł z drogi, guru — wyszeptał.
Unen skinął głową i przykładając dłoń do ust cichym głosem wypowiedział jakieś niezrozumiałe dla obu towarzyszy słowa. Po długiej chwili oczekiwania powtórzył je głośniej, a Firlej z dość długiego zdania zapamiętał jedno tylko słowo:
— Manu...
Z krzaków odpowiedział lamie chrapliwy głos trzykrotnie wymawiając niby hasło jedno słowo:
— Om! Om! Om!
Zaszeleściły rozsuwane krzaki, rozległ się trzask tratowanych gałęzi i ciężkie stąpanie.
Na ścieżkę wyszedł ogromny, barczysty człowiek. Pod jedną pachą trzymał karabin, pod drugą „Knoxa“ z pyszczkiem zręcznie ściągniętym rzemykiem.
Unen z Buriatem, a za nimi i Firlej zbliżyli się do niego.