Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/112

Ta strona została przepisana.

a Kutami, przegrodziwszy ludem zbrojnym wszystkie szlaki biegnące z Wołoszy, gdyż teraz tylko z tej strony oczekiwał wtargnięcia nieprzyjaciół.
Postawiwszy na czele rot panów Walichnowskiego Kamińskiego, Przybyłowskiego, Semakowskiego, Nepomucena Orłowskiego, Budurowicza i obu braci Sitarskich z Bitkowa, sam począł szkolić pełną, liczącą trzystu jeźdźców chorągiew swoich „krzyżaków“, namiestnikiem mianowawszy przybyłego w odwiedziny do krewnych w Kołomyi pana Stefana Baczyńskiego herbu Sas.
Szlachcic ten z Baczyny przedzierał się do chorągwi pancernej rotmistrza Husakowskiego, gdzie towarzyszem był brat jego Aleksander, lecz tak sobie upodobał wspaniale „sprawioną“ chorągiew pana Berezowskiego, że sercem i ciałem przylgnął do niej od razu.
Pan Jerzy, ćwicząc swoją jazdę, robił nieraz dalekie zagony aż za Horodenkę pod Złoty Potok i Beremiany, gdzie podszedł w nocy tabor artylerii tureckiej, kanonierów posiekał, ciężkie działa w Strypie potopił, a prochy posłał do Stanisławowa.
Namiestnik Baczyński na jego rozkaz skoczył poza Śniatyń i już na wołoskiej stronie, koło Kuczurmika, jakiś spóźniony oddział spahów przetrzepał tak, że bodaj dziesiąta część ino uszła.
Ale pan Jerzy Berezowski czuł się źle.
Dochodziły go słuchy o pochodzie króla i hetmanów, o pierwszych orężnych spotkaniach z siłą turecko-tatarską. Bolał więc nad tym, że nie bierze w tym udziału i bez potrzeby teraz marnuje się bezczynnie w swoim obozie.