Pan Jerzy Berezowski prowadził chorągiew krętymi drogami.
Zaczęło się to zresztą dopiero od Stanisławowa, który rotmistrz ominął przez Krechowce, dawszy tu swoim ludziom pierwszy popas. Po paru dniach ruszył na Ciężów, lecz dowiedziawszy się od podjazdów, że jest tam jakieś wojsko nieprzyjacielskie, cofnął się na Kałusz i przez Kopankę, podzieliwszy chorągiew na dwie części, począł się skradać ku Wojniłowu, gdyż w nocy widział łunę, która w tamtej stronie pełgała na niebie, rozżarzając się coraz jaśniej.
Koło wioski Mały Kryłoś na oddział pana Jerzego wpadła setnia Tatarów budziackich, uchodzących w wielkim popłochu.
„Krzyżacy“ milczkiem wygrzmocili ordyńców, nie czyniąc hałasu i zamieszania, po czym sunęli dalej.
Przed Wojniłowem spotkano pierwsze polskie podjazdy.
Byli to dragoni chorążego koronnego Lubomirskiego, który tu był przysłany z osiemnastoma chorągwiami, lecz się zatrzymał, gdyż kilka