Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/127

Ta strona została przepisana.

król przed Zbrożkowymi chorągwiami i wydał rozkaz, by wyparły Tatarów z Żurawna i zajęły miasteczko i zamek.
Stanął wonczas Sobieski nad stawem Krzywym i przyglądać się począł robocie swego „sokoła łowczego“.
Zgrane nad podziw miał chorągwie pan Zbrożek, znamienity zagończyk a wódz doświadczony i rozważny! Chorągwie jego wspierały się wzajemnie i rozumiały dokładnie cel każdego zadania.
Cieszyły się przeto oczy wojennego pana, widząc ich animusz[1] i dzielną robotę bojową.
W pewnej chwili jednak nawet taki wódz, jakim był król Jan III Sobieski, nawykły do bohaterstwa i porywu wojska, w dłonie klasnął i zakrzyknął do towarzyszącego mu kapelana polnego:
— A to ci, panie bracie, rarogi!
Gdy pan Zbrożek z chorągwiami był już przy stawach, z boku wyłoniła się nagle liczna wataha ordyńców i z tyłu zamierzała wsiąść na karki Polakom.
Tatarzy już rozpuścili konie, gdy nagle biegnąca na lewym skrzydle Zbrożkowym chorągiew, której w zmroku król rozpoznać nie mógł, niemal z miejsca zawróciła i w szyku zwykłym dla usarzy rwała już ku ordyńcom.

Szeregi pędzących jedźców zderzyły się z Tatarami z takim łoskotem, że nawet huk grzmiących jeszcze armat Kątskiego nie mógł go zagłuszyć. Chorągiew zgarnęła Tatarów, odrzuciła ich nad potoczek, za którym na małym pagórku stał król

  1. Odwaga, duch.