Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/143

Ta strona została przepisana.

Serdar nie odważał się już na żadne szturmy i walne bitwy w polu. Stary pasza postanowił zgnębić wojsko króla głodem i nieprzerwanym ogniem ciężkich, dalekonośnych dział.
Ten ogień stawał się coraz bardziej niszczący, ponieważ przełożony nad armatą turecką Ahmet Suliman Aretino-pasza zarządził podniesienie baterii, które od tego dnia skutecznie ostrzeliwały cały obóz. Jednocześnie Turcy kopali nowe rowy, aż się zbliżyły do wałów polskich na strzał z pistoletu. Nie przydały się one jednak Turkom, gdyż generał Kątski mając słabszą wprawdzie artylerię, ale za to lepszych kanonierów, wybijał ludzi w rowach nieprzyjacielskich.
Gorzej było w obozie polskim z amunicją, której lada dzień musiało zabraknąć, i z wyczerpaniem niedokarmianych od dawna koni.
12 października zaczęła się straszna ulewa, która zatopiła stanowiska tureckie. Siekący deszcz niszczył prochy, gasił lonty kanonierom i obezwładniał artylerię. Kiedy zaś w wezbranym Dniestrze znikły brody i wylały Krechówka oraz Świeca, a cała okolica zamieniać się poczęła w bagno, Ibrahim Szejtan przepędził ze swego namiotu chańskiego syna Nuradyna, doradzającego mu ogólny szturm na obóz królewski, który skurczył się tymczasem, gdyż wskutek ognia armat wypadło opuścić wysunięte na przód czołowe reduty.
Stary pasza upadł na duchu. Zrozumiał, że „lew Lechistanu“ okazał się i tym razem wodzem niezwyciężonym. Serdar pragnął więc jak najrychlejszego zawarcia pokoju.
Zniechęcony, przerażony ciężkimi stratami