kwatery komisarzy i tego samego dnia, nabywszy wygodny wóz i konie, wyjechał na trakt biegnący do Śniatynia i dalej — na Kołomyję, Stanisławów, Lwów...
Marzył tylko o Kołomyi, gdzie w kościele miał czekać na młodą parę ksiądz w srebrnej kapie i wierny druh, oboźny Maciej Januszewski.
Tak się też stało.
Świadkami pana młodego była szlachta górska — panowie Januszewski i Olko Czarnecki, a ze strony panny Anieli Kolankowskiej wystąpili jej krewniacy — pan Wawrzyniec Skowroński i pan Hieronim Spólnicki, chorąży wierchowinnej chorągwi szlacheckiej.
Śpieszył się pan Jerzy ze ślubem, że aż dziw brał!
Nie dowierzał już rycerz żadnej godzinie. Bo któż by mógł zaręczyć, że król-wódz Jan III, który życie swoje poświęcił na zgniecenie Półksiężyca i obronę przed nim świata chrześcijańskiego, nie powoła znów do roboty bojowej całej szlachty polskiej, a więc i tej, co od dziada pradziada, od czasów bodaj Bolesławowych a już co najmniej Jagiełłowych trzebiła puszczę, karczowała poręby pod pola orne; ścigała niedźwiedzie, jelenie i dziki; na wysokich połoninach podniebnych wypasała woły i owce; waliła świerki i limby strzeliste; Czeremoszem spływała na darabach mknących w bryzgach i pianie; wypalała węgiel; smołę pędziła z pniaków żywicznych i warzyła maź kołową z oleju skalnego.
Któż by z tej szlachty szczerej, starodawnej i bitnej został głuchy na wołanie króla, którego
Strona:F. A. Ossendowski - Pod sztandarami Sobieskiego.djvu/151
Ta strona została przepisana.