jakiż ja dzieciuch, kiedy w zimie o, jakiego to ja kudłacza z Sywuli do Berezowa na łańcuchu przywiódł! Sam go w hawrze[1] odnalazł, wykurzył i związał...
Z czarnych oczu Olka kapać poczęły łzy. Chlipał głośno i mruczał jak ten niedźwiedź, którego aż na Sywuli ucapił, a potem Cyganom z Wołoszy, co z taborem koczowali nad Prutem, za dziesięć złotych piastrów tureckich sprzedał i... przehulał na wieczornicach z dziewczętami, bo lgnęły do udałego łeginia[2].
Pan Berezowski śmiał się głośno i klepał Olka po potężnym karku mówiąc:
— No, jeżeliś taki, to może i pojedziesz ze mną... do sułtana na gorzałkę!
— Pojadę, panie rotmistrzu, choćby do sułtana, a jak każecie, to go do Berezowa za brodę przywlokę...
— Cyganom sprzedam, upiję się i chłopakom żebra połamię nie wiedzieć za co i dlaczego... — zakończył pan Jerzy, który niejedno już słyszał o przygodach i sile pachołka.
— Juści że tak! Połamię im ziobra, bo przygadują mi, że Bóg zamiast w głowie mi rozum umieścić, włożył mi go w pięści — usprawiedliwiał się Olko.
— A może to i prawda, chłopaku? — spytał rotmistrz. — W niejednej przeprawie Bogu za to podziękujesz. A teraz śpij i przed świtem bądź gotów, bo inaczej ci ten łeb kosmaty urwę!
— Ostawajcie z Bogiem, wasza miłość!
— I ty takoż, chłopcze!