— A psia ich wiara! — zaklął juhas. — To takie chytre ziele?
Zaczęli więc rozjeżdżać po polu, to oddalając się od siebie, to znów zbliżając, wabiąc tym Tatarów i drażniąc, jakoż dwóch najgorętszych z nich nie wytrzymało i wypuściło bachmaty za panem Semakowskim, który pochylając się nad karkiem swego konia udał ucieczkę. Ścigłe wierzchowce tatarskie zbliżały się szybko do umykającego szlachcica, a na to tylko czekał Kościa Hrymaliuk.
Uderzył swego siwosza piętami i skoczywszy naprzód odciął Tatarom odwrót, pędząc za nimi.
Pan Jan Semakowski obejrzał się i spostrzegłszy Hucuła nadążającego za ścigającymi go Tatarami zatoczył koniem małe koło i na przebiegających nieprzyjaciół uderzył z boku. Ponieważ dla stoczenia walki ordyńcy byli zmuszeni wstrzymać rozpędzone bachmaty, tedy po chwili wsiadł na nich ogromny Kościa, wznosząc ciężką szablicę.
Tę sławetną szablicę Hrymaliukową znano powszechnie na Wierchowinie.
Była ona niejako dumą i klejnotem całego rodu gazdowskiego. Szanowano ją, pielęgnowano, coraz to czymś ozdabiano.
Skąd do Hrymaliukowej grażdy i kiedy zawędrował ten nieprzyjacielski kord[1], o tym różne krążyły opowieści. Najpewniejsza jednak była ta, według której pradziad Kości Spirydon Hrymaliuk w zbójnikach chadzał i niegdyś z watahą swoją Munkacz węgierski ogniem nawiedził, mieszkańców porąbał moc wielką i zdobycz wziął bogatą. Wśród broni zdobycznej zna-
- ↑ Miecz, szabla.