pouczał, dali nura do dzikich ostępów puszczy górzańskiej.
O świcie spotkał rotmistrza pierwszy podjazd tatarski. Zatrzymano go i prowadzono do „turu“, jak ordyńcy nazywali swego wodza. Był to gruby jednooki Tatar o ospowatej twarzy i ogromnym zwisającym brzuchu. Jedyne małe, czarne oko uważnie badało stojącego przed nim przybysza.
— Ałła! — wycharczał wreszcie — znam tego bachmata! Jeździ na nim aga Kasim... Skąd go masz?
— Aga dał mi swego konia, bym co rychlej doręczył ci, wanie[1] Czoroch, jego pismo z rozkazem — odpowiedział rycerz.
— Tedy jesteś jego gońcem? — padło nowe pytanie.
— Rzekłeś, waleczny wanie!
— Nie jesteś Tatarem z Krymu? — zauważył podejrzliwie Czoroch.
— Jestem Wołochem spod Bertada i sługą dżandżyna Bodruga, który ustąpił mię Kasimowi jako najwytrwalszego gońca mówiącego po wołosku, dobrucku, polsku i w mowie tutejszego ludu górskiego... Oto jest pismo agi, a to wydany mi żelazny list ochronny!
Powiedziawszy to, pan Jerzy zsiadł z bachmata i podał wanowi oba pisma własnoręcznie, lecz niedobrowolnie ułożone przez wziętego do niewoli agę.
Wan tymczasem odczytując je kręcił głową z podziwem i cmokał grubymi wargami.
- ↑ Wan — książę.