Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/100

Ta strona została uwierzytelniona.

chwili wzruszył ramionami obojętnie i zdumionym głosem spytał:
— O czym wy trajlujecie, chłopcy? Jaka to Marinka? Ja o żadnej nie myślę, bo mam swoją panienkę w Warszawie....
— Nie syp prochem w ślepie, bo i tak nie uwierzymy! Ot co! A kto ci dał fujarkę z Niesamowitego? A do kogoż to przed służbą do chaty chodziłeś, niby to ze skargą do sołtysa. Ty — wilczura!
— E-e, nie lubię takiego brechania! — rozgniewał się Jerzy. — Gadacie bez rozumu, a może komukolwiek to szkodzi czy tam krzywdę robi!... Mnie tam teraz nic — ino służba w głowie.
Ostatnie słowa wypowiedział radosnym głosem, gdyż w tej samej chwili dojrzało w nim postanowienie:
— Nie zobaczę się z Marinoczką, bo już widzę, że ludziska ostrzą na niej złe, obleśne jęzory. Po cóż mam szkodzić dziewczynie i sadła za skórę zalewać temu mocno zakochanemu w niej Szaburakowi? Nie pójdę do Witlicy... zresztą — i czasu na to nie starczy... jutro bowiem machnę zaraz na Szybene....
Ucieszył się z tego postanowienia. Zdało mu się wonczas, że z dwóch „niawek“ jedna znikła zupełnie, druga zaś pozostała daleko... daleko.
— Moja panna Stefa... — szepnęły same wargi bezdźwięcznie.
Jerzy zaśmiał się wesoło i spytał:
— Skąd to całą gromadą idziecie?
— Do Wiertkała, na zrękowiny Ołeksy — odpowiedzieli chórem.
— Żeni się Ołeksa? Ten chromy? — dopytywał się Brzeziński.
— Ano — on! Bierze córkę popa Banczurskiego, wiesz — tę dziobatą.
— Taż ona już mocno stara?
— Ołeksa zaś kulawy — jak raz para! — parsknął śmiechem figlarny Nikodem Hawryluk — ten co umiał piosenki ucieszne na poczekaniu układać.
Chłopcy żarcik jego poderwali i tarzając się od śmiechu śpiewać poczęli: