— Popowna nosata —
Dziewucha szczerbata!
— Hej, kobyłka kara,
— Krasawica stara!
— A Ołeksa kuternoga,
— Taka wola Boga.
— Ołeksa chromy, a Mania stara —
— Taka z nich dobrana para!
— Hej, kobyłka kara!
— Hej, dobrana para!
Śpiew obudził chłopa. Zerwał się nagle, przetarł oczy i przerażony czymś zgarnął lejce i zaciął konie. Wóz zniknął w kłębach kurzu. Jerzy ledwie zdążył machnąć ręką towarzyszom. Z dala długo jeszcze dobiegały zwrotki nagle powstającej piosenki:
— Ołeksa chromy, a Mania stara —
— Taka z nich dobrana para!
— Hej, kobyłka kara!
— Hej, dobrana para!
Jerzy śmiał się cicho, chociaż jednocześnie czuł jakiś przykry osad na sercu. Czuł wyrzut sumienia. On tak rzadko i coraz obojętniej myślał o Marinoczce, tymczasem ona stała się już pośmiewiskiem dla ludzi i źródłem udręki dla tego mrukliwego Wasyla Szaburaka... Coś trzeba z tym jednak zrobić. Położyć kres nadziejom dziewczyny i przerwać wszelkie plotki. Tak dłużej być nie może... Ale jak to zrobić? Myślał o tym, ale nic mu jakoś do głowy nie przychodziło. Znużyło go to wreszcie więc zdrzemnął się. Otworzył oczy posłyszawszy ochrypły głos gazdy.
— Tak dawajcie, panoczku, hroszy. Wże dojechały my do Uścieryków! A może koniaka u mene wezmete za pjać zołotych. Wirchom do Mygli migiem dojechaty można.
Jerzy wytargował przejazd konno za złotówkę i wypiwszy kubek zimnej wody źródlanej ruszył ku przełęczy. Już wiedział, że, nim słońce skryje się za pasmem Czarnohory, będzie już