Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

Te rozmowy i oględziny przerwał stuk do drzwi. Weszło kilku chłopców, dawnych znajomych Jerzego.
— Powróciliśmy ze zrękowin Ołeksowych czym prędzej, bo razem z tobą, Jur, zabawić się chcemy! — mówili. — Tyle czasu już nie widzieliśmy się!
— Dziękuję wam — odpowiedział Jerzy — tylko że nie do zabawy mi! Jutro jak najwcześniej, bodaj przed świtem, chciałbym wyjechać przez Hryniawskie góry do Jawornika i — dalej.
Chłopcy poczęli tak serdecznie go prosić, że wreszcie nawet ojciec mruknął:
— Możebyś poszedł, Jureczku, bo inaczej byłaby obraza!
— Dokąd że to pójdziemy? — zainteresował się w końcu strzelec.
— Do sołtysowej „grażdy“ (chaty), bo dziś tam wieczornycę urządzają z tańcami — objaśnił jeden z chłopaków.
— Cóż to im do głowy przyszło? — zdziwił się Jerzy.
— Starsza córka Onysyma ze Stanisławowa przyjechała przedwczoraj, no, to sołtys chce pochwalić się dziewczyną i ludziom ją pokazać, bo, naprawdę, jest co pokazać: taka szykowna teraz Paraska — że aż strach! — opowiadali chłopaki błyskając zębami. — Fiu-fiu, panienka, jaśnie panienka!
Jerzy uśmiechnął się i zmrużył oczy.
— Hej, pokażę ja tej „jaśnie panience“, jak się to głowę zawraca po warszawsku!
Po odejściu przyjaciół położył się na tapczanie i, ponieważ był nieco znużony długą jazdą, zdrzemnął się tęgo.
Obudził się jednak na czas. Ogolił się, wymył, włosy przygładził i począł się ubierać. Nic nie zapomniał. Ubrał się tak dokładnie, jak gdyby wszystkie władze — od kaprala do dowódcy kompanii miały go oglądać. Umieścił na przepisowej stronie znak pułkowy i odznakę sportową, na rękę włożył bransoletkę ze złotym zegarkiem i przyjrzał się sobie w lusterku.
Wyglądał wspaniale z tymi odznakami i „belką“ na naramiennikach.
Że wyglądał pięknie, o tym mógł się przekonać najlepiej z roziskrzonych, pełnych zachwytu oczu i gęstych rumieńców Rozalki.