— Jur... Jur... — rozległ się już zupełnie blisko dźwięczny głosik niewieści. — Chodź na prawo pod skały za olszyną... Ju-u-ur!
— Masz tobie! Nieoczekiwana przygoda! — ucieszył się nagle chłopak. — A może to „niawka“ czy rusałka, co wychynęła z potoku?
Myśląc tak uśmiechnął się wesoło.
— Zapewne to Paraska Onysymowa, a może — Hanuś Fedorczuk — fajne obie i dla każdej warto pójść pod skały, za olszyną. Ciekaw, co one gadać mi będą?...
Zeszedł ze ścieżki i szukał jakiegokolwiek przejścia przez haszcze, by nie potargać munduru i nie zsunąć owijaczy. Ledwie jednak wszedł do krzaków, oplotły go czyjeś ramiona i przywarła do niego jakaś postać kobieca.
— Ktoś ty, krasawico? — pytał zdumiony, nie mogąc w mroku rozpoznać twarzy.
— To ja... ja... Marinka, twoja Marinka Hłyszczanka! — posłyszał szept, a w chwilę potem poczuł na wargach swoich gorące pocałunki Marinoczki.
Poznał teraz ją od razu, bo chyba tak całować umiała tylko sołtysowa córka z Witlicy.
Krew uderzyła mu do głowy gorącą falą i zamroczyła. Przygarnąwszy do siebie wiotkie, pokorne ciało dziewczyny począł okrywać pocałunkami jej usta, policzki, oczy i szyję. Prowadził ją gdzieś, sam nie wiedząc, dokąd i co zamierza robić... ale w tej właśnie niebezpiecznej chwili coś niby rozświetliło się w ciemności i przed Jerzym zamajaczyła postać panny Szemańskiej. Patrzyła na niego poważnie, chociaż w źrenicach jej miotało się przerażenie i jakby zawstydzenie.
— Wszelki Duch Pana Boga chwali! — szepnął Jerzy i wypuścił Marinoczkę z objęć.
— Co ci jest, miły mój! — spytała dziewczyna słabym, omdlewającym głosem.
— Nic mi nie jest! — odparł, biorąc się w karby i suchym głosem dodał: — Gdzie szłaś sama po nocy?
— Do ciebie! — wyszeptała gorąco. — Dowiedziałam się od Wasyla Szaburaka, że jesteś w Mygli, a Onysymowa Paraska przyjechała do mnie prosić na wieczornicę... Chciałam zobaczyć się z tobą i przywitać na osobności, bez ludzi...
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.