Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

tłukło się niespokojnie lękiem ogarnięte, a może pragnące czegoś serce.
Nie oglądając się i przypominając sobie zaklęcia na powrotną drogę, szybko i zwinnie jak kozica ukosem wbiegać poczęła zboczem kotliny.
Niebawem była już poza jej krawędzią i wtedy dopiero żegnać się poczęła, a kajać się przed Spasem-Zbawicielem, a przepraszać, że pogańskich, starodawnych nie porzuciła obyczajów i odczynów, a błagać Chrystusa o łaskę, zmiłowanie i... o serce Jurowe...
Ach, to serce Jurowe!
Nic o nim nie wiedziała Marinka, a wiedzieć chciałaby wszystko, wszyściutko!
Ileż to nocy nie przespała, ileż to razy, przez nikogo nie wyśledzona, wybiegała aż pod Czerłenyj Grehit, gdzie wśród czerwonych złomisk snuły się szare cielska żmij i śmigały jaszczurki kraśne i zielone, skradała się tam po to tylko, by z dala okiem pochwycić wysoką postać Jura, swoją ścieżką powracającego z tajemnej wyprawy...
Nigdy z bliska nie zajrzała mu do źrenic, nigdy nie słyszała jego głosu, ale ujrzawszy go po raz pierwszy, gdy odwiedzała z matulą bydło na połoninie, on zaś przeciął im drogę i zniknął wśród pionów świerkowych, — oddała mu swoje serce i jego serce wzięła w obie dłonie...
Tak się jej zdawało... bo przecież nigdy do siebie słowa nie rzekli i nigdy w pobliżu siebie ani razu nie stanęli.
Ot, tak — mara senna, majak nocy, zwida leśna... dziewczęce marzenia i tęsknice...
I na nie to zdobyła teraz i fujarkę i lubystek najmocniejszy i wiarę w siebie...
— Haw tam! Wszystko osiągnę, bo nawet diabła samego się nie ulękłam! — pomyślała zuchwale i błysnęła białymi, ostrymi jak u kuny ząbkami.
Dopadła Karka, założyła mu wędzidła i wskoczyła na siodło.
Konik ruszył ochoczo przez polanę. Jak gdyby rozumiał, że słońce stoi już wysoko i, zanim z cerkwi przyjadą gazdowie i gazdynie, musi już stać przy żłobie i z potu obeschnąć.