się jak wąż skroś najgęstsze haszcze, przystawał, nasłuchiwał i węszył, a tuż przy jego nodze, przywarłszy do ziemi, czołgał się biały kundel i strzygł sterczącymi uszami.
W kilku miejscach, gdy przecinali dawne poręby, Iwan oczami wskazywał Brzezińskiemu świeże zadraśnięcia na korze pni i pączki płowej sierści na suchych gałęziach krzaków.
Jerzy rozumiał, że były to ślady jeleni, szukających tu miejsc dla bitw z rywalami i miłosnych spotkań z łaniami.
Do wieczora obeszli dużą połać należącej do łowiska puszczy i wszystko sobie zanotowali. W głowie Brzezińskiego wyraźnie już kształtował się plan przyszłych łowów i utrwalało się przekonanie, że wyniki ich mogą być piękne.
Powróciwszy o zmierzchu do gajówki nie zastali tam Wasylka. Nadszedł jednak wkrótce z Mitrem. Chłopcy donieśli Jerzemu, że nad potokiem Bystrym stoi w krzakach namiot i jacyś ludzie chodzą po puszczy. Widzieli ich z daleka, a nie wiedząc, jak mają postąpić z nimi, powrócili, by się naradzić.
Jerzy, skinąwszy na gajowych, ruszył natychmiast na wskazane miejsce.
Podeszli bez hałasu do namiotu i nagle stanęli przy siedzących przed ogniskiem ludziach. Było ich tam trzech: Hucuł, pochylony nad kociołkiem i dwóch młodych panów o smagłych twarzach i czarnych włosach.
Jakież było zdziwienie Jerzego, gdy przekonał się, że obaj nie mówią po polsku i huculsku.
— Rumuny! — mignęła mu myśl i zażądał okazania papierów.
Nowe zdumienie! Cudzoziemcy pokazali papiery, wydane przez wojewodę i przez Krakowską Akademię Umiejętności. W papierach tych stało, że władze polecają opiecie wszystkich obywateli dwóch uczonych rumuńskich, którzy poszukują jakichś chrabąszczy w puszczy.
— Zapewne ktoś doniósł o nich majorowi i stąd to jego troski! — domyślił się Brzeziński.
Przy pomocy Hucuła, mówiącego po rumuńsku, Jerzy wdał się z uczonymi w rozmowę, wyrażając obawę, czy nie będą oni płoszyli jeleni. Uspokoił się jednak posłyszawszy, że Rumuni w głąb lasów nie zapuszczają się, broni palnej nie używają, a, co najważniejsze — pojutrze już opuszczają Polskę.
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.