Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

wie brudną, steraną twarz, długie kudły, pełne zielsk i suchych liści, przenikliwe, piwne oczy, czarną mazankę i łachmany, okrywające chude, kościste ciało. Spostrzegł też i odciśniętą na serdaku pręgę, która przekonała doświadczonego górala, że nieznajomy dopiero przed chwilą dźwigał na sobie ciężki karabin i że, zanim wyszedł z krzaków, gdzieś go ukrył. Nie znał tego człowieka i zresztą nie wyglądał on na kłusownika.


...Na skraj urwiska wyszedł człowiek...

— A przecież miał karabin i wcisnął go gdzieś do dziupli, czy pod wywrot — rozumował Brzeziński, wpatrując się w zezowate, strwożone oczy chłopa.
— A ja myślał, że to strażnik czy przodownik jedzie przez las — mruknął wreszcie nieznajomy, przybierając obojętną minę.
Jerzy skinął głową i uśmiechnął się nieznacznie.