Zdumiał się ujrzawszy człowieka, leżącego na pryczy. Miał twarz zwróconą ku ścianie, na której widniała świeżo odłupana szczapa.
Brzeziński pochylił się nad leżącym człowiekiem i jął nasłuchiwać.
Nie mógł złapać echa jego oddechu, więc w jakimś przerażeniu szarpnął go i przewrócił na wznak.
Jerzy wydał okrzyk zgrozy. Na czole nieznajomego czarną plamą występowała w mroku otoczona skrzepłą już krwią rana, a obok na posłaniu cała kałuża krwi.
Brzeziński uspokoiwszy się nieco obejrzał zabitego. Miał on na sobie dobre ubranie i obuwie, z kieszeni marynarki zwieszał się srebrny łańcuszek od zegarka. W kieszeni pozostał nietknięty portfel z kilkunastu złotymi i rumuńskimi banknotami.
— Cóż do diabła! — zamruczał strzelec. — Człowiek, który przestrzelił na wylot głowę temu biedakowi, nie miał zamiaru ograbić go? Po co więc zabił? Kto zabił i kogo zabił?
Na tyle naraz pytań Jerzy nie otrzymał odpowiedzi.
Obchodząc nieco później izbę przekonał się, że morderstwo dokonane zostało tuż przy progu, dlatego kula, uderzywszy w ścianę ukośnie, odłupała szeroką drzazgę. Morderca po zabiciu złożył swą ofiarę na posłaniu, o czym świadczyły ślady krwi na deskach podłogi.
Jerzy raz jeszcze przetrząsnął kieszenie zabitego człowieka. W wewnętrznej kieszeni kamizelki znalazł dokument rumuński. Odczytał nazwisko i imię i zrozumiał, że papier ten został wydany niejakiemu Piotrowi Jakowence.
Włożywszy z powrotem paszport, wyszedł z gajówki. Miał ciężar na sercu i niewytłumaczony niepokój w duszy. Wzburzył go ponury dramat, który miał miejsce na zarośniętej szczawiami połoninie Malchowej i dręczyła niewyjaśniona zagadka, kto i za co zamordował nieznajomego Jakowenkę w gajówce Bajbały. Musiało się to stać zapewne w nocy, gdy gajowego nie było w domu. Myśl Brzezińskiego mimo woli zwróciła się ku zezowatemu Hucułowi, który uciekł przed nim.
— A przecież od razu poznałem, że nie jest kłusownikiem — przypomniał sobie strzelec i znowu pomyślał: — ale co mógł mieć za porachunki taki nędzarz z tym zamożnym zapewne Jakowenką, który ma rumuński paszport?
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.