Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

powiadomiona przez straż graniczną o morderstwie w gajówce pod Lidową górą i rozpoczęła już dochodzenie.
— Byleby rychlej skończyli, bo będzie nam po łowisku się pętać i hałasy wyczyniać — martwił się strzelec.
— E-e, chyba nie! — uspokoił go Wasilko. — Taż oni rozumieją, że tak nie można. Mówił ja im, a oni gadali, że o wszystkim wiedzą. Nie pierwszy to raz mają u siebie takie polowanie.
— No, to dobrze! — pochwalił przyjaciela Jerzy. — A teraz powiedz mi, czy nie widzieliście czegoś niezwykłego w kniei?
— Nic my nie widzieli, ale słyszeli, że ktoś trzy razy strzelił w puszczy — odpowiedział Dawidczuk.
— To i ja wiem! — kiwnął głową Jerzy. — Rozpędzą nam takie syny zwierzynę! Ogarnął go niepokój o przyszłe łowy.
W nocy, gdy wszystko już spało dokoła, Jerzego obudziło basowe ujadanie Wowczka. Ześlignąwszy się z posłania bez szmeru, otworzył drzwi gajówki i wyszedł na dwór. Wiał zimny wiatr i szeleścił suchym listowiem. Po jasnym niebie pędziły okrągłe obłoki, chwilami przysłaniając bladą tarczę miesiąca. Mrugały gwiazdy i, gdy wiatr ucichał, dzwonił głośno przelewający się po kamieniach strumyk.
Biały kundel biegał po polance i szczekał zawzięcie.
Jerzemu coś przyszło nagle do głowy. Wszedł do szopy, gdzie nocowali Bajbała i młodzi Huculi.
— Ssss... — syknął Brzeziński, spostrzegłszy puste posłanie Bajbały. — Uciekł do gajówki! Coś on o tej sprawie wie...
Powrócił do izby i położył się na ławie. Kundel umilkł wkrótce.
Jerzy usnął, lecz nie minęło godziny, gdy Wowczok na nowo wściekać się począł.
Brzeziński zerwał się z ławy i pobiegł do szopy, myśląc, że Bajbała powrócił ze swej tajemniczej wyprawy. Zawiódł się jednak. Gajowego nie było. Chłopcy chrapali zgodnym chórem.
Nagle rozległ się krzyk Świrczyka.
— Oj, ludzie, patrzcie — łuna nad puszczą!
— Co? Pożar leśny?! — wrzasnął przerażony Brzeziński i aż mu się włosy na głowie zjeżyły na myśl, że ogień rozpędzi całą zwierzynę.