Chciał dodać: „bo może stać się nieszczęście“, lecz urwał i po chwili dopiero dorzucił:
— Aby żywa dusza was nie spostrzegła! Czuj duch!
Gabara skinął głową w milczeniu, cmoknął na psa, a gdy ten zbliżył się do niego, przywiązał kundla do żerdzi w zagrodzie. Przelazłszy przez worynię[1] wsiąkł w mrok.
Brzeziński usiadł na schodkach ganku i patrząc w gwiaździste niebo myślał.
Z puszczy dobiegały różne odgłosy. Trzasła gdzieś odrywająca się gałąź, gruchnęło o ziemię kilka odrywających się naraz szyszek, pisnął jakiś ptaszek, w suchych liściach zaszeleściło coś — żuk czy mysz, gromadząca skrzętnie zapasy na zimę, wreszcie — potoczył się po lesie groźny, głuchy poryk.
Brzeziński poderwał się ze stopnia. Stał i słuchał. Ryk jednak nie powtórzył się więcej.
— Pewnie młody i ochoczy byk, że tak wcześnie głos podaje — szepnął do siebie. Do świtania ze dwie jeszcze godziny pozostaje, a on już na rykowisko się wybrał... Durny!
Uśmiechnął się łagodnie i starał się zgadnąć, który z myśliwych jakiego ustrzeli jelenia.
— Chciałbym, żeby mój major doszedł do tego osiemnastaka, którego Iwan widział! A może tylko tak baja? E-e-e, chyba widział, bo aż mu oczyska świeciły się jak u wilka, gdy rozpowiadał mi o starym rogaczu...
Nie spostrzegł jak zdrzemnął się, oparty plecami o słupek ganku. Drgnął posłyszawszy powarkiwanie Wowczka. Biały owczarek majacząc w mętnej poświacie przedświtu przekręcał głową z boku na bok, cicho warczał i merdał opuszczoną zawsze kitą.
— Co u licha! — zdumiał się strzelec. — Czyżby Gabara już powracał?
Kłusownik wychodził właśnie na łąkę i szedł drobnym, szybkim krokiem ku gajówce.
— No, coś widział? — z zaciekawieniem i trwogą spytał Brzeziński. — Siadaj, boś zdrożony i mów!
— Oj, panie, com ja widział, com widział! — począł szeptać Gabara. — To Bajbała podpalił swoją gajówkę i z nim ra-
- ↑ Zagroda z żerdzi.