wozy z różnymi rzeczami dla myśliwych. Brzeziński wysłał swoich chłopców, którzy wraz z robotnikami napracowali się do siódmego potu, przenosząc skrzynie i meble do szopy. Nie zdążyli jednak zrobić wszystkiego przed nocą, więc nazajutrz od świtu rozpoczęli pracę. Ledwie przynieśli ostatnią skrzynię, na której widniał napis: „Wina i zakąski“, gdy krzątający się w szopie Jerzy posłyszał nagle od strony puszczy głośny okrzyk:
— Hej, tam, ludzie! Gdzie tu jest starszy strzelec Brzeziński?
Głos był bardzo dobrze mu znany, więc Jerzy natychmiast wypadł z szopy i znieruchomiał w pozycji zasadniczej.
Od lasu na bułanym hucułku podjeżdżał major Rzęcki.
— Nastraszyliście mnie, to i pośpieszyłem się! — wołał.
Przywitał strzelca bardzo przyjaźnie, uśmiechał się do niego życzliwie, gdy nagle spochmurniał i spytał z niepokojem:
— A to cóż nowego, Brzeziński?
— Gdzie, panie majorze? — nie zrozumiał Jerzy.
— Jak to gdzie? Nad uchem waszym! Blizna wcale porządna, niby ktoś was toporem ciapnął...
Brzeziński spłonął cały, lecz wyprostował się natychmiast i zaczął:
— Panie majorze! Melduję posłusznie, że o tej bliźnie i dwóch nieboszczykach...
— Co takiego? Za tę bagatelną ranę zakatrupiłeś, chłopcze, aż dwóch ludzi?! — przeraził się major.
— Melduję posłusznie, że ta dziura za uchem — to jedna rzecz, a te umarlaki — to znów inna i mojej tam winy nie ma, bo ja tylko znalazłem ich... O tym stanę do raportu osobno, a teraz melduję, że jutro ponowa ma być i przymrozek, jak się widzi...
Wyprężony jak struna Brzeziński zameldowawszy o wszystkim, pokazał majorowi mapę z podchodami i zaprowadził go do świeżo zbudowanej, bielutkiej szopy, świecącej nowymi szybkami.
Rzęcki wydymał wargi z zadowolenia i pomrukiwał:
— Gracko spisaliście się, Brzeziński! Oby nam tylko byki dopisały jak wy — wtedy... wszystko będzie bardzo... bardzo... ślicznie!
Tego niewojskowego słowa: „ślicznie“, a raczej jego zna-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.