Wreszcie nastał dzień łowów.
Jerzy nie był obecny przy powitaniu przez majora Rzęckiego przybywających gości, gdyż ostatnią dobę spędził na łowiskach, szkoląc tam przewodników.
Do podprowadzania myśliwych wybrał poza sobą samym Iwana Gabarę, który miał obsłużyć gości na Stychowej Kiczerze, — Dawidczuka mającego ostry słuch i doskonały wzrok posłał na Zieloną Kiczerę; Bajbałę osadził na starym butynie pod Lidową, Świrczykowi polecił słuchać rykowiska w uroczysku Kluczyk, sobie zaś wyznaczył podchody z generałem węgierskim; Miko i Mitro mieli obsłużyć innych starszych oficerów w puszczy w pobliżu obozu.
Ludzie byli już na swoich placówkach, gdy przed świtem jeszcze zaczęli przybywać myśliwi. Majorowi Rzęckiemu wypadł los na Stychową, dokąd prowadziła ciężka i daleka droga.
Brzeziński zameldowawszy się u węgierskiego generała, który mówił dobrze po słowacku, więc jako tako mógł porozumieć się ze strzelcem, oddał dwóch innych oficerów pod opiekę Mika i Mitra, sam zaś poprowadził gościa cudzoziemskiego.
Szli około dwóch kilometrów, aż wreszcie wyszli na stare, olszyną zarośnięte poręby. Całe stosy suchych gałęzi przegradzały drogę. Trzeba było przełazić przez zwalone pnie drzew i skakać przez głębokie wykroty.