Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

ma powstrzymał generała w chwili, gdy ten pochylał już głowę ku kolbie.
— Daleko... — szepnął — musimy dojść jeszcze ze sto kroków... Stój! Proszę stać! — poprawił się Jerzy i wystawiwszy głowę z krzaków wpatrywał się w coś, co nagle zamajaczyło na skraju poręby.
Jakaś ogromna, czarna sylwetka sunęła przedzierając się przez gąszcz niskich, skłębionych krzaków i wysokich, szeleszczących badyli.
— Niedźwiedź, czy co? — zdumiał się Jerzy, lecz niebawem wypatrzył wszystko: gruby, o zjeżonej sierści kark, olbrzymi wieniec niby dwie suche gałęzie pełne krótkich sęków i czarno-płowy grzbiet starego byka. Szedł dumnie, z podniesionym łbem, chciwy krwawego spotkania z ryczącym rywalem.
— Tam!... tam!... — szeptał Brzeziński wskazując generałowi zbliżającego się byka.
Przybysz dostrzegł wreszcie przeciwnika i pochyliwszy łeb ku ziemi i zezując w jego stronę począł obchodzić go. Chciał przyjrzeć się dobrze śmiałkowi, który nie ustępował z placu, ocenić jego siłę i dopiero wtedy rozpocząć pojedynek. Pochłonięty widokiem wroga zbliżył się na jakieś osiemdziesiąt metrów do zaczajonych myśliwców, dygocących nie tyle z zimna, ile z silnego podniecenia łowieckiego. Zmniejszył się też dystans dzielący ich od czternastaka, bo i ten bijąc w ziemię racicami, jął przecinać drogę przybyłemu na jego wojowniczy zew przeciwnikowi.
Generał drżącym ze wzruszenia głosem szepnął do strzelca:
— Ten drugi... dwadzieścia cztery mieć parostki, stary, oj, bardzo stary sztuka! Można dwa jeleń wziąć dubletem!
— A jakżeby inaczej! — wyrwało się mimo woli Brzezińskiemu.
W tej samej chwili huknął strzał, a po nim drugi.
Stary jeleń podniósł się na tylnych biegach i z trzaskiem łamanych krzaków runął martwy w ich haszcze, czternastak potknął się nagle, ukląkł, lecz wnet zerwał się i mignął płowym bokiem w zaroślach, zarzuciwszy rogi na kark.
Coś się popsuło generałowi w zamku i karabin nie wypalił.
— Strzelać! Strzelać! — krzyknął zrozpaczony generał