pędził potok. Dobiegał przygłuszony dalą poszum wody i warkot kamieni, obracanych wartkim jej prądem. Od czasu do czasu zakwiliła gdzieś kania...
Z krzaków przy ścieżce bez szmeru i szelestu wysunęła się kudłata głowa i błysnęły podejrzliwe oczy w czerwonych obwódkach od dymu, czy to długiego czuwania.
Na stary, zaniedbany od dawna płaj wyszedł człowiek. Spojrzał na nią uważnie i nieprzychylnie, rozejrzał się po okolicy.
— Byk po-o-oszedł! — przeciągnął po huculsku i gwizdnął cicho.
— Haw tam! Leży ubity w malinniku! — odparła, głową wskazując kierunek.
— No-o? — udał zdziwienie. — Któż go mógł ubić?
Przyglądał się jej, nie spuszczając z dziewczyny nieruchomych, złych oczu.
— A ty! — odparła ze śmiechem już śmielszym głosem.
— Ja? — wzruszył ramionami niedbale. — Gołymi rękami byka nie zabijesz...
Istotnie nie miał przy sobie strzelby ani innej broni.
Marinka zaśmiała się znowu. Znała się na tych wybiegach. Strzelił i fuzję pod wywrot wtłoczył lub w gęstwinie ukrył.
— Ware, widzę, że jesteś udały łegiń! — powiedziała szyderczo. — Oczami byki ubijasz! Tak, jak Ołeksa Dobosz bartką-toporkiem...
Spuścił nagle oczy, ale po chwili znowu już patrzał i pytał:
— A czyjaż ty taka?
— Gazdowska córka! Marina Mitry Hłyszczana — odparła dumnie.
— Ojżeż? — Znam ja twego rodziciela. Bogaty gazda i szanowny!... — zawołał i chciał coś jeszcze dodać, lecz przypomniał sobie ważniejsze sprawy:
— Żeby tam nie było jakiegoś gadania, nie mów nikomu coś tu widziała i nie wspominaj o mnie... — mruknął wpatrując się w nią ponurym wzrokiem. — Jeżeli, ktokolwiek pytać będzie...
Nie skończył. Jakoś dziwnie targnął głową i schował ją między podniesionymi ramionami, nasłuchując i ostrożnie co-
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/15
Ta strona została uwierzytelniona.