żę osiodłać dla was szkapę, tedy prędzej dojedziecie, a ja wracając z Szybenego konia zabiorę.
— Pokornie dziękuję! — ucieszył się Iwan.
Brzeziński z Gabarą odjechali.
Iwan człapiąc na starej szkapie mruczał coś sobie pod nosem będąc przekonany, że te zgoła niedźwiedzie pomruki mają oznaczać śpiew i przy tym śpiew wesoły, gdyż od czasu, jak nowego gajowego udekorowano mosiężną blachą oficerskiego kółka myśliwskiego i osiedlono w chacie Świrczyka, dobry humor nie opuszczał byłego kłusownika.
Brzeziński jechał milczący i zamyślony.
Przykro mu było, że nie mógł spełnić swojej obietnicy i ukarać Szaburaka, a jeszcze przykrzej się czuł uświadamiając sobie, że nie tylko nie ma gniewu przeciwko temu zrozpaczonemu chłopakowi, ale nawet jak gdyby wstyd i wyrzuty sumienia.
Rozmyślał nad tym i przyszedł do przekonania, że sam bardzo zawinił i swoim postępowaniem zmusił Szaburaka do wystąpienia przeciwko sobie i napadu we trzech na jednego. Jedynie to, że napad był brzydki i tchórzliwy, sprawiało ulgę Jerzemu. Reszta składała się przeciwko niemu.
— Źle to wszystko wypadło — robił sobie wyrzuty. — Nawinęła się młoda, fajna dziewucha i zaraz trza było do całowania się brać a potem — o miłości i żeniaczce puste słowa z gorączki, co wonczas w sercu się zapaliła, gadać bez namysłu?!
Jerzy westchnął i dalej snuł swoją myśl:
— Dziewucha uwierzyła i do serca moje głupie słowa wzięła. Na tym znów ucierpiał ów Wasyl Szaburak. Kochał się w Marince i swego dopiąłby zapewne, do cerkwi ją zaprowadziwszy, na ślubny kobierzec. A teraz co? Marinka słyszeć o Wasylu nie chce, czeka na innego, a ten inny (to niby ja) ani w sercu, ani w głowie jej nie ma...
Przed oczami Brzezińskiego wyrosły nagle wysokie, stare lipy łazienkowskie i smukła sylwetka panny Stefy, idącej ze swymi „szkrabami“.
Westchnął Jerzy raz jeszcze i szepnął:
— Ani w sercu, ani w myślach nie mam kraśnej Hłyszczanki! Co mi po takiej żonie? Muszę się uczyć, stać się inteligentem i w wojsku pozostać, bo dla mnie chyba tylko w wojsku najprawdziwsze życie... Jakżeż teraz będzie z Szaburakiem? Że
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.