— Na świadków? — powtórzył Brzeziński. — Przecież żadnych świadków nie mieli!
Świrczyk zaśmiał się chytrze.
— Oni, panie, urządzili w Kołomyi na umówionej kwaterze zasadzkę na tych spoza kordonu, co to przez zieloną granicę szwarcują bibułę z Sowietów. Strasznie są na nich zawzięci! Powiadają, że wszystkich wyłapią i w ręce policji oddadzą...
— Daj Boże, żeby im się powiodło! — zawołał Jerzy.
— A jeszcze, panie, jest nowina dla Hrycia szczęśliwa — dodał Świrczyk.
— Mów że, chłopie, bo mi to na sercu leży!
— Bajbała pismo otrzymał od Aleksego, to znaczy — od swego syna... Pisał Aleksy, że jego sprawę sąd na nowo rozpatruje... i że, słysz, mają go z więzienia węgierskiego wypuścić... — opowiadał gajowy. — Uradował się Hryć, bo chłopaka mocno lubi!
Nazajutrz do leśniczówki jak burza wpadł major Rzęcki i prawie nie witając nikogo zawołał:
— Jazda do puszczy, chłopy, bo wyrwałem się na dwa dni jakoże dziś i jutro — święto.
— Czołem, panie majorze! — odpowiedział Jerzy. — A czy pan nadleśniczy nie przyjedzie?
— Klął jak dorożkarz, ale wezwano go do Stanisławowa, więc wyjechał przed moim przyjazdem. Pozostawił mi list i wózek. No, chodźmy już!
— Przepraszam pana majora, ale tak nijak nie można! — wmieszał się do rozmowy Gabara. — Po nocy pójdziemy na stanowiska, a skoro świt — my ze Świrczykiem wygonimy rysie... Teraz nie można, bo rozpędzilibyśmy tylko koty i nic dobrego nie zrobiwszy jeno nogi pobilibyśmy na kamienistych trapaszach!
— Przecież jutro muszę odjechać, by w poniedziałek od rana już być w pułku — rozpaczał major.
— Tak jest, panie majorze, przed południem pan major odjedzie moim karkiem do Kut, a stamtąd — pociągiem. Zdąży pan major na czas!
— Cóż ja z twoim Karkiem zrobię?
— Zostawi pan major konia restauratorowi ormiańskiemu
Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/163
Ta strona została uwierzytelniona.