Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/168

Ta strona została uwierzytelniona.

wiadomym kierunku, sam zaś podszedł do myśliwych i szepnął:
— Chodźmy... pokażę stanowisko wierne[1]... Rysie nie wyszły z tego rewiru. Wowczok dwa razy już warczał. Zapadły, widać, gdzieś w bliskości...
Zanurzyli się w gąszczu młodych świerczków, odrastających po pożarze, który szalał tam przed pięciu laty; wreszcie ogarnęła ich ślepa, nieprzenikniona ciemność. Weszli do puszczy.
Iwan swymi wilczymi ślepiami w sposób niepojęty odnajdywał jakieś przesmyki, obchodził zwaliska wywrotów, osypiska i wyrwy, odnajdywał kamienie w łożyskach potoków zbiegających z Lidowej i prowadził myśliwych w głąb puszczy.
Wreszcie dotarli do niewielkiej polanki, przeciętej szumiącym potoczkiem. Iwan rozejrzał się i spostrzegłszy zwalony świerk postawił przy nim majora szepnąwszy do niego:
— Patrzcie, panie majorze, wprost przed siebie. Brzegiem strugi pójdą rysie.
Major pozostał na stanowisku. Gabara prowadził Brzezińskiego dalej.
Przebrnęli jakieś torfowisko i pasmo puszczy aż znaleźli się na innej znów polance, przywalonej posuszem i leżaniną świerkową.
— Tu pozostańcie, panie! — mruknął Gabara. — Z tamtej kępy pójdą koty... Wpierw rwać pocznie rudel, jelenie i łanie rozsypią się w różne strony, a rysie bokami sunąć będą...
Jerzy zrozumiał, że chytry chłop postawił go na pewniejszym stanowisku. Nie mógł się z tym pogodzić. Kombinował, że do stanowiska majora ma jakieś pięćset kroków.
Pomyślawszy chwilkę ruszył na przełaj, przez puszczę i wkrótce odnalazł Rzęckiego.
— Panie majorze, zamieńmy się miejscami...
— Po co? Tu jest doskonałe miejsce do strzału — zaczął się sprzeciwiać oficer, lecz Brzeziński nalegał proszącym głosem:
— Pan major stanie za tym garbem na polance!
Powtórzył mu potem wszystko, co do niego samego mówił Iwan.

Major odszedł.

  1. Pewne.