Strona:F. A. Ossendowski - Postrach gór.djvu/176

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ależ sypie pani, panno Kaziu, niby z rozdartego worka — uśmiechnął się Jerzy.
— „Ta joj“ co za porównanie! — prychnęła Kazia udając obrażoną.
— No, widzi pani, że muszę już odejść, bo i pani też prycha, jak zły kociak — pechowy dla mnie dziś dzień! — mówił Brzeziński.
— Nie puszczę pana i — basta! — zawyrokowała pani Szemańska i wyszła do kuchni.
Powoli poczęła nawiązywać się rozmowa.
Zaczęła ją panna Stefa zaproponowawszy przejrzenie ułożonego przez nią i Kazię programu nauki. Omawiano każdy przedmiot i sposób wykładów, jakie zamierzały zastosować, ustalone dni i godziny, w których Brzeziński mógł przychodzić na lekcje.
Panna Kazia wyszła, by dopomóc matce, a wtedy Jerzy zaglądając pannie Stefie do oczu zapytał poważnym głosem:
— Proszę mi powiedzieć, dlaczego pani się zasmuciła? Czym dotknąłem, albo zraziłem panią do siebie? Bardzo jestem z tego powodu nieszczęśliwy! Nie chciałem...
Panienka milczała długo aż wreszcie odpowiedziała:
— Zrobiło mi się przykro, gdy dowiedziałam się, jak łatwo jest na kresach wynarodowić się...
— Jak to?
— Polak, ożeniony z taką, na przykład, Marinoczką, traci już na polskości... bo częściowo należy już do innej społeczności, o odmiennej naturze, sposobie myślenia, innym poziomie kultury... w ogóle...
Jerzy słuchał nie przerywając, aż wreszcie potrząsnął głową i powiedział poważnie:
— Nie! — Pani mówi nie to, co myśli...
Panna Stefania zarumieniła się znowu. Zmieszana zerwała się z kanapki i poczęła wyglądać przez okno.
— Deszcz już ustał — zauważyła przerywając nieskończoną rozmowę.
Po chwili obejrzała się na Jerzego. Chłopak stał przy stole zamyślony, z opuszczoną głową. Podeszła do niego i szepnęła:
— Nie mówmy już o tym nigdy! Powiem panu tylko jed-